- Od kilku lat, od kiedy zaczęłam grać w filmach, gram dramaty - ciężkie i mroczne; postaci pokręcone, kobiety na rozdrożu. I nagle dostaję propozycję od reżysera, który zobaczył we mnie potencjał komediowy. W kinie to mój debiut w tym gatunku. Dlatego nie zastanawiałam się wiele i bardzo się ucieszyłam z tej propozycji - wyznała Dorota Kolak, która wciela się w apodyktyczną mamę głównej bohaterki, Kariny (Julia Kamińska).
Podobnie było w przypadku innych aktorów, jak choćby Piotra Adamczyka czy Piotra Stramowskiego. Pierwszego znamy przede wszystkim z ról papieża czy ciepłych i sympatycznych mężczyzn z komedii romantycznych, a w „Narzeczonym na niby” został czarnym charakterem. Drugi uchodzi za ekranowego twardziela, a w najnowszej produkcji Cyfrowej Strefy Twórców został uroczym wrażliwcem.
Podobnie było z Mikołajem Roznerskim, który chętnie wystąpił w filmie, bo otrzymał ofertę zupełnie inną od wszystkiego, co grał do tej pory. - Pierwszy raz zagrałem taką rolę. Dostałem propozycję od Bartka, ustaliliśmy, że będzie to wrażliwe, urokliwe i że nie przekraczamy pewnych granic. W naszym kraju to ciągle temat tabu, zupełnie niepotrzebnie - tajemniczo opowiada aktor.
A reżyser dodaje: - Ciekawie ogląda się znanych aktorów w rolach, których się po nich nie spodziewamy. Fajnie będzie też zobaczyć w głównej roli Julkę Kamińską, której wcześniej nie było na wielkim ekranie chyba nigdy, posłuchać świetnej muzyki Fismolla, zobaczyć Janka Szydłowskiego (filmowy Tolek), który śpiewa w finale talent show przejmującą piosenkę oraz posłuchać inteligentnych i zgrabnych dialogów. A przede wszystkim dowiedzieć się trochę o sobie, bo relacje międzyludzkie, które zostały sfilmowane, są przecież prawdziwe. I co z tego, że czasami komiczne? - powiedział Bartosz Prokopowicz.
Nowym motywem, niemal nieobecnym dotąd w polskim kinie, jest wątek telewizyjnego talent show. Darek (Piotr Adamczyk) i Karina (Julia Kamińska) pracują właśnie przy programie, w którym śpiewają dzieci (jednym z nich jest Tolek, w którego wciela się Janek Szydłowski). A to rymuje się z faktem, że swoistym talent show okazał się też sam film, w którym w pierwszoplanowej roli debiutuje Julia Kamińska, a na przyszłą gwiazdę najmłodszego pokolenia wyrasta Jan Szydłowski. - Nie jest to moja pierwsza przygoda z aktorstwem. Po tym i kilku wcześniejszych doświadczeniach wiem już jednak, że w przyszłości chciałbym zostać aktorem lub reżyserem filmowym, bo ta praca sprawia mi wiele radości - twierdzi chłopak.
Dlaczego reżyser, który wsławił się „Chemią”, chce tworzyć filmy stojące po jasnej stronie życia? - Istotą mojego działania i myślenia o kinie jest to, by operować pozytywną emocją, humorem i nieść nadzieję. Wydaje mi się, że w życiu obecne jest wystarczająco dużo smutku. Dlatego nie chciałbym dokładać go jeszcze w kinie. Chciałbym, żeby widz znalazł tam odskocznię, odrobinę odpoczynku i pozytywne wzruszenie czy uśmiech - tłumaczy swoją filmową filozofię twórca. „Narzeczony na niby” to - zgodnie z jego słowami - idealna propozycja dla każdego, kto chce wyjść z seansu w lepszym humorze, niż na niego przyszedł.
„Narzeczony na niby” w kinach od 12 stycznia.
Zobacz także:
Piotr Adamczyk knuje, psuje i jest zły. Nie na niby!
„Narzeczony na niby” to dużo miłości i dużo wzruszeń
„Narzeczony na niby”, a śmieszy i wzrusza naprawdę
„Najlepszy”: Nowy smak zwycięstwa w kinie
„Najlepszy” - polski film, który daje nadzieję