- Jak oceniasz swoje dotychczasowe występy w programie?
- Pierwszy odcinek był dla mnie zapoznaniem z parkietem, rozgrzewką, ale i ogromnym stresem. W drugim tańczyliśmy pasodoble, które stało się moim ulubionym i chyba było widać, że ten styl przypadł mi do gustu, bo zostaliśmy dobrze ocenieni przez jury. Podobała mi się również rumba i bardzo dobrze się w niej czułem. Pamiętam pytania dziennikarzy zanim program się rozpoczął - chcieli wiedzieć, który taniec preferuję, a ja nie miałem pojęcia co im odpowiedzieć (śmiech). Teraz te sympatie są coraz wyraźniejsze. Widzę spory postęp. To zasługa ciężkiej pracy i treningów pod okiem mojej świetnej tanecznej partnerki.
- ...czyli pięknej Kasi Vu Manh. Czy żona nie jest zazdrosna?
- Żona jeszcze przed programem miała pewne obawy. Wiedziała, że będę dużo czasu spędzał z inną kobietą sam na sam i to przez wiele godzin dziennie. Ma jednak do mnie zaufanie i na tym opiera się nasze małżeństwo. Oboje jesteśmy aktorami i czasami musimy odegrać na planie intymne sceny. Jako profesjonaliści wiemy, że to tylko praca i czysto techniczne zadanie do wykonania. Dbamy tylko o to, żeby widz uwierzył w miłość na ekranie. Podobnie jest z tańcem. Tego, co dzieje się na parkiecie nie przenosimy do życia prywatnego, ale nutka zazdrości na pewno jest. Gdyby moja żona występowała w programie, to ja też czułbym ukłucie w sercu.
- Komu najbardziej kibicujesz i czyje występy spodobały ci się najbardziej do tej pory?
- Byłem zdziwiony, że odpadła Wiktoria Gąsiewska, bo szło jej rewelacyjnie. Prywatnie widziałem ją w finale. Kiedy usłyszeliśmy, że żegna się z programem, to zapadła długa cisza. No ale reguły gry są takie, że w każdym odcinku ktoś musi opuścić show. Kibicuję również Pawłowi Mikułajowowi. Jego siła w połączeniu z techniką Janji tworzą niesamowite widowisko. On podnosi ją jak piórko i zawsze mu powtarzam, że wygląda to wspaniale. Myślę też, że daleko zajdzie Kasia Dziurska z Tomkiem Barańskim, bo są świetnie przygotowani. Każdy układ opanowują do perfekcji.
- Grasz na gitarze. Czy możemy liczyć na pokaz twoich umiejętności w programie?
- Na livie byłoby trudno i mogłaby mnie zjeść trema (śmiech). Umiejętność gry na gitarze wykorzystuję, ale w bardziej humorystyczny sposób. Napisałem słowa i skomponowałem muzykę do piosenki o ratownikach serialu „Na sygnale”. W akcję wciągnąłem moich kolegów z obsady. Oni ułożyli choreografię i zatańczyli, a ja grałem i śpiewałem. Ten utwór doczekał się nawet coverów! Młodzież nadsyłała swoje wersje tego wykonania i było to naprawdę fajne doświadczenie. Poza gitarą grywam też na perkusji - jeżeli uda nam się przejść do kolejnego odcinka, to wtedy być może coś zaprezentuję. To właśnie z takim bębenkiem występowałem w chórze kościelnym, którego byłem członkiem na przełomie gimnazjum i liceum.
- W chórze kościelnym? To dość zaskakująca informacja. Jak długo w nim występowałeś?
- Działaliśmy aż do czasów studiów. Pamiętam, że moja kuzynka grała na gitarze. Ja przez krótki czas śpiewałem, ale kiedy dorwałem się do bębna, to stwierdziłem, że lepiej czuje się występując z tym instrumentem. Często grywaliśmy na ślubach. Staliśmy zawsze blisko ołtarza, a ja zawsze zastanawiałem się, czy któraś panna młoda ucieknie! Oczywiście nie życzyłem nikomu źle, ale chciałem, żeby coś się ciekawego zadziało (śmiech). Okres aktywności chóralnej wspominam bardzo ciepło. To był fajny czas. Widziałem, że ludziom podoba się nasza twórczość. Kiedy zaczynaliśmy występ, to wszyscy się życzliwie uśmiechali.
- Czy zdobyte umiejętności gry na instrumentach i przygoda z chórem w jakiś sposób pomagają ci w tańcu?
- Umiejętność gry na instrumentach pomaga, bo jednak dzięki temu ma się jakieś poczucie rytmu. Mam wrażenie, że łatwiej zapamiętuję kroki i lepiej słyszę muzykę. Pamiętam, że w trzecim odcinku programu miałem mały problem, bo najpierw moja taneczna partnerka była chora, a później ja, co zaowocowało tym, że podczas występu pogubiłem się w krokach. Musiałem trochę zaimprowizować, ale na szczęście wybrnąłem z sytuacji. Myślę, że odnalazłem rytm właśnie dzięki doświadczeniu muzycznemu.
- Powiedziałeś kiedyś, że aktor musi mieć wiele umiejętności, bo nigdy nie wiadomo, która mu się przyda. Czy chciałbyś, żeby twoja kolejna rola wiązała się z tańcem?
- To prawda, według mnie aktor musi mieć wiele umiejętności. Czy chciałbym, żeby moja kolejna aktorska rola łączyła się z tańcem? Oczywiście, czemu nie? Doskonale pamiętam słowa Antonio Banderasa, który opowiadał o tangu, które tańczył w jednym z filmów i powiedział, że w teatrze nigdy by mu się to nie udało, bo nie jest tancerzem. Rozumiałem go bardzo dobrze, ale teraz po kilku odcinkach programu wiem, że wszystkiego można się nauczyć. Po miesiącu treningów z Kasią mam wrażenie, że jeśli zobaczę jakiś układ, to będę w stanie go powtórzyć. Poza tym w filmie w grę wchodzi kwestia montażu, dzięki któremu można sprawić, że będę wyglądał i zachowywał się jak profesjonalny tancerz. Bez wątpienia ta dziedzina sztuki może mi się jeszcze nie jeden raz przydać.
- Wszystko się może zdarzyć...
- Dokładnie tak. W moim zawodzie fajne jest to, że jak dzwoni telefon, to nie wiadomo o co mnie poproszą i z jakim zadaniem będę musiał się zmierzyć. Miałem już sporo przedziwnych doświadczeń związanych z aktorstwem. Dzięki temu, że gram w „Na sygnale” zdarzało mi się na przykład pływać w Wiśle i ratować topielca. Pewnego razu mieliśmy też na planie dwumetrowego węża. W scenariuszu było napisane, że rzucam na niego ręcznik i go podnoszę (wtedy podnosiłbym jakiś rekwizyt), ale treser powiedział, że to absolutnie zabronione, bo wąż się wtedy bardzo zdenerwuje. Musiałem więc inaczej podejść do tematu. Wziąłem go w ręce i poczułem jak napina wszystkie mięśnie. Wiedziałem, że może zrobić ze mną wszystko, jeśli tylko będzie chciał. Na szczęście nie miał takiego planu i cała scena udała się. Od dziecka jeżdżę też na motocyklu i to też mi się przydało. To dowody na to, że trzeba być otwartym na świat i na różne propozycje.
- Internet obiegła wieść, że musiałeś przerwać swój pierwszy weselny taniec. Czy to prawda?
- Tak, to prawda, choć nie był to pierwszy taniec, który wykonuje się po przyjeździe na salę weselną. Był to nasz specjalny pokaz zaprezentowany około północy i jedyne czym się mocno stresowałem w dniu ślubu. Z moją ówczesną narzeczoną za późno zdecydowaliśmy się na skorzystanie z usług profesjonalisty, który pokazał nam układ choreograficzny. Ula od zawsze marzyła, żeby wziąć udział w „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami”, więc chciała, żeby nasz występ chociaż trochę przypominał to, co widać na najsłynniejszym parkiecie w Polsce. Układ nie był prosty, a my mieliśmy bardzo mało czasu na jego przećwiczenie. Pamiętam, że tańczyliśmy do piosenki z filmu Shrek „It is you” Dany Glover. Rozbrzmiała muzyka i po chwili Ula poszła w lewo, a ja w prawo. Pomyliłem kroki. Wtedy poczułem, że już z tego nie wybrniemy... Powiedziałem orkiestrze „stop” i zaczęliśmy jeszcze raz. Na szczęście za drugim podejściem wszystko poszło bez problemu. Podczas pierwszego tańca do utworu Eltona Johna z filmu „Król Lew”, nie dalibyśmy wykonać żadnej choreografii, bo żona miała bardzo obszerną sukienkę, więc po prostu się trochę pobujaliśmy.
- Shrek, Król Lew... - brzmi bajkowo. Czy to był motyw przewodni wesela?
- Tak, można tak powiedzieć. Dodatkowo na torcie był zamek Disneya, a głowę Uli zdobiła tiara.
- Może i w „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami” twoje dalsze losy potoczą się „bajkowo”?
- Zobaczymy (śmiech).
Rozmawiała Joanna Grochal
„Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami” w piątek o godz. 20:05 w Telewizji POLSAT.
Oficjalny profil „Dancing with the Stars. Taniec z Gwiazdami” na Instagramie - @tanieczgwiazdami
Zobacz także:
Sentymentalny odcinek, ale dla nich... bez sentymentów
„Taniec z Gwiazdami”: Podróż w rodzinne strony
Kasia Dziurska: To nie jest tak, że rozniosę konkurencję...
„Polski piątek” w „Tańcu z Gwiazdami”. Ich pechowy dzień
Hej, wesele tańcowało! Ale dla nich to już koniec show...
Beata Tadla: Kolekcjonuję piękne wspomnienia
Littlemooonster96: Taniec? Widzę już jakiś postęp
Oto wszystkie pary 8. edycji „Tańca z Gwiazdami”