„Idol” był dla niego niczym spełnienie amerykańskiego snu. Na co dzień trener personalny, z wykształcenia instruktor kulturystyki, samouk kochający muzykę, postawił wszystko na jedną kartę i wziął udział w programie. Przekonał do siebie jury niesamowitym wykonaniem piosenek Stinga i Fisz Emade Tworzywo. Jakub Krystyan ostatecznie dotarł aż do finałów i choć nie został zwycięzcą „Idola”, z pewnością wygrał szansę na niesamowitą karierę, którą właśnie wykorzystuje. Podpisał kontrakt z dużą wytwórnią, wydał singiel „Ty mnie znasz” i zapowiedział debiutancki album.
- Minął prawie rok od Twojego występu w „Idolu”. Jak z perspektywy czasu oceniasz udział w programie?
- Moje życie zmieniło się diametralnie. Przede wszystkim musiałem pozmieniać sobie priorytety, dostając kontrakt od największej wytwórni płytowej w Polsce - Universal Music Polska. Uświadomiłem sobie, że to dla mnie ostatni dzwonek. Jestem coraz starszy, a jeśli są możliwości, to trzeba się temu poświęcić w stu procentach i postawić wszystko na jedną kartę. Teraz mogę robić to co kocham, i wiem, że mam potrzebne narzędzia, żeby osiągnąć sukces, którym będzie nagranie dobrej płyty, a później kolejnej jeszcze lepszej.
- Który z występów z „Idola” wspominasz najlepiej?
- Każdy z odcinków miał w sobie coś niepowtarzalnego. Wielkie emocje towarzyszyły nam przez cały okres trwania programu, a szczególnie w odcinkach live sprawiały, że niewiele pamiętam... Etap w klubie „Stodoła” to było moje być albo nie być. Wspominam go dobrze, bo nie dałem plamy. Odcinek, w którym zaśpiewałem „Dance Me” również bardzo dobrze wspominam. No i oczywiście finał!
- Ukazał się Twój debiutancki singiel „Ty mnie znasz”. Czy możesz opowiedzieć o procesie pisania i nagrywania tego utworu? Czym się inspirowałeś?
- „Ty mnie znasz” to mój pierwszy singiel i jestem z niego bardzo zadowolony. Tekst napisał Wojtek Łuszczykiewicz z zespołu Video, muzykę napisałem sam, a wszystko w formę ubrał Czarny HI-FI - producent, który za płytę Ani Dąbrowskiej dostał Fryderyka. Od razu złapaliśmy świetny kontakt. Czarny to artysta, który do polskiej muzyki pop wnosi swoje niepowtarzalne brzmienia, a mi udaje się przemycić moje instrumenty w utwór. Myślę, że kolejne single będą jeszcze lepsze, bo mamy światu jeszcze wiele do zaoferowania.
- W teledysku do piosenki pojawia się Monika Meller. Jak doszło do Waszej współpracy?
- Monikę do teledysku zaprosiła moja przyjaciółka i menadżerka Sylwia Gała. Uznała, że Monika idealnie nadaje się do odegrania mojej partnerki, ze względu na urodę oraz liczne tatuaże. Jestem mega zadowolony z jej osoby w teledysku! Kto wie czy nie będzie kontynuacji tego wątku...
- Czy premiera nowego singla oznacza, że w niedługim czasie doczekamy się premiery płyty? Czego możemy spodziewać się po albumie?
- Tak. Album, jeśli wszystko dobrze pójdzie, ma się ukazać jeszcze w tym roku. Cały czas trwają pracę nad utworami. W mojej głowie jest milion pomysłów! Aż za wiele! W tym tkwił problem, że nie wiedziałem tak naprawdę jaki rodzaj - nie lubię tego słowa - muzyki chcę grać. Ale im więcej pracuję z Czarnym, tym bardziej nakreśla się pewien klimat, który jest miły dla ucha. Zapewniam, że stać mnie na dużo dużo więcej. To dopiero początek… Na płycie będę starał się między innymi pokazać rolę instrumentów w muzyce, które w połączeniu z elektronicznym brzmieniem Czarnego dadzą nam coś nowego, niebanalnego i niepowtarzalnego.
Rozmawiała Julia Borowczyk