- Jesteśmy po finale „Tylko Jeden”. Czy czuje pan, że udało się spełnić założenia na tę premierową edycję?
- Myślę, że udało nam się zrobić nawet trochę więcej, niż założyliśmy. Chcieliśmy zebrać zawodników, którzy reprezentują absolutnie topowy europejski poziom, ale z jakichś względów nie udało im się zdobyć popularności. Teraz patrząc na ich profile społecznościowe, widzimy większe zainteresowanie ich postaciami. Pokazaliśmy też ludziom, jak wyglądają kulisy życia profesjonalnego zawodnika, czyli to wszystko, czego nie mogliśmy pokazywać przez szesnaście lat, organizując gale KSW, ponieważ charakterystyka takich wydarzeń i tryb transmisji na żywo nie dawał tej przestrzeni. Wiemy z korespondencji, którą otrzymujemy jako federacja i producenci, że bardzo wielu ludzi jest zadowolonych z tego, że dowiedzieli się, jak ciężko się robi wagę i ile wysiłku trzeba włożyć, żeby utrzymać higienę zawodową w tym sporcie. Nasze cele zostały osiągnięte absolutnie.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Czy są jakieś elementy, które by pan zmienił z perspektywy czasu i zobaczenia całości? Łukasz Zaborowski, trener „Tylko Jeden”, opowiadał, że bardzo wiele działo się w trakcie sparingów i treningów pomiędzy zawodnikami…
- Łukasz jest trenerem i naturalnie chciałby, żeby większą część tego formatu poświęcić treningom. Gdybyś spytał Blanki Lipińskiej, to pewnie odpowiedziałaby ci, że warto byłoby więcej pokazać z życia zawodników – ich troski i problemy, z którymi mierzyli się, tęskniąc za swoimi rodzinami. Myślę, że producenci są od tego, żeby to wypośrodkować i za każdym razem wraz z kolejnymi formatami coraz szerzej oraz inaczej pokazywać spektrum życia fightera MMA, które nie jest takie proste. Przyszłościowo najbardziej ponętny wydaje mi się pomysł, aby w drugim sezonie zamknąć w jednym domu osiem dziewczyn. Nie dość, że chcielibyśmy wyłonić tę najlepszą spośród nich, to jeszcze dochodzi aspekt pokazania problematyki, jaka wiąże się z życiem zawodniczki MMA. Z jednej strony chcą być pięknymi kobietami z uczesanymi włosami, ale przy okazji muszą też nakładać puder na podbite oko. Dbają o to, żeby być zawodniczką, a jednocześnie nie przestać czuć się piękną kobietą. Myślę, że ich walki są ciekawe nie tylko ze względu na to, co dzieje się w klatce, ale też z tyłu głowy masz pewną świadomość, że do miejsca, do którego ludzie wchodzą po to, aby zrobić sobie krzywdę, wchodzą delikatne, piękne istoty. Uważam, że to jest przestrzeń, do której powinna zajrzeć druga edycja.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Obserwowałem pana reakcje w trakcie walk w programie i widziałem pana szczere podekscytowanie. Powiedział pan także, że dzięki tym chłopakom przypomniał pan sobie, za co kocha pan MMA.
- Zgadza się. Ten program przypomniał to osobom takim jak ja, które przyzwyczaiły się do tego ciężkiego kawałka chleba i patrzą już dzisiaj na niego jak na dyscyplinę, a nie jak na pojedynki gladiatorów. Ale w rzeczywistości nadal tym są: pojedynkami bardzo odważnych osób, które wchodzą do klatki i walczą w najbardziej bezkompromisowej formule. Po latach, gdy stajesz się sławny, popularny i zaczynasz mieć coraz więcej do stracenia, to w trakcie walk zaczynasz być bardziej zachowawczy, więcej stawiasz na „game plan”, mniej na serce, a wśród uczestników programu „Tylko Jeden” ten etap jeszcze się nie rozpoczął. Chcieli wykorzystać każdą minutę swojego starcia, po to, żeby pokazać siebie i jak wiele są w stanie zostawić dla tego kontraktu, sławy i fanów. To jest piękne w tym programie. To nie są ludzie, którzy elektryzują wielkim nazwiskiem i rekordem, ale potrafią ekscytować nas tym, że będąc na topowym poziomie sportowym i nie mając nic do stracenia, nie kalkulując i nie kombinując, dają często lepsze walki niż zawodowcy. Widziałem tysiące pojedynków, a zorganizowałem ich setki i czasami rzeczywiście zauważam momenty typu „Mógłby teraz pójść mocniej, nie odpuścić, ale widać, że on chce rozegrać to starcie. Wycofać się, zaoszczędzić siły, a potem uderzyć”. W finale, który miał już tę wysoką rangę - bo zawodnicy wiedzieli, że są blisko spełnienia marzeń o kontrakcie - troszkę było czuć już ten „game plan”, ale właściwie przez cały program sytuacja wyglądała inaczej. Osobiście bawiłem się tymi walkami, jak tymi, które widziałem piętnaście lat temu, kiedy ekscytowałem się formułą, pokazującą kto rzeczywiście lepiej się bije, a nie kto jest lepszy w danej grze.
- Czy wyróżniłby pan konkretny moment z programu, który szczególnie zapadł w pamięć?
- Dwie walki półfinałowe zapierały dech w piersiach. Walka „Ledy” z „Bartosem” była bardzo ekscytująca. Fakt, że jeden i drugi zwymiotowali po pojedynku, nie jest dowodem na to, że byli słabi kondycyjnie, tylko po prostu dali z siebie wszystko. Doprowadzili do sytuacji, w której to organizm, żeby się bronić, odcina kolejne funkcje - między innymi trawienie - i pozbywa się resztek z żołądka po to, żeby przeżyć. Wyobraźmy sobie, ile musieli włożyć serca w to starcie, żeby przetrwać aż do dogrywki. To są momenty, które bardzo rzadko widujemy w zawodowym MMA, ale nie dlatego, że ludzie są lepiej przygotowani, tylko dlatego, że kiedy zawodnik poczuje się bez siły, to wtedy pół rundy sobie przejdzie po klatce, aby w końcówce zaznaczyć swoją obecność i to najlepiej w okolicy stolika sędziowskiego. Tu tego nie było. Tu mieliśmy walkę od początku do końca. Było też wiele innych świetnych momentów, ale je już możesz zobaczyć na co dzień na światowych ringach.
- Czy w kolejnych edycjach show uczestników będą czekały jeszcze trudniejsze wyzwania?
- W kolejnych odsłonach wyzwania będą inne, bo o to chodzi, żeby pokazywać inną twarz zawodnika. Poprzez challenge chcieliśmy zademonstrować, jak wszechstronny fizycznie potrafi być fighter MMA i jak z wieloma trudnościami może sobie poradzić na co dzień. Ważne było też dla nas, aby przedstawić drogę w rozwoju zawodowca. Wyzwanie związane z wykonaniem „roastu” na rywalu miało pokazać, w jaki sposób radzić sobie z opinią publiczną, hejtem, trash-talkiem i nie stracić przy tym cierpliwości.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Bycie zawodnikiem MMA nie wiąże się tylko z wytrzymywaniem ciężaru ciosów, ale trzeba też wytrzymać ciężar własnego wizerunku. Taki program być może nie jest w stanie nauczyć innych, jak trzeba to robić, ale może wytworzy impuls pod tytułem „zwróć na to uwagę w swojej karierze”, bo to też będzie część twojego zawodu. Przez pryzmat rzeczy, które dzieją się poza klatką, także będziesz budować swoją wartość. Na pewno w przyszłości będzie kolorowo i za każdym razem trochę inaczej, żeby ukazywać nowe oblicza ludzi, którzy trenują sporty walki.
Rozmawiał Jakub Jusiński
Oficjalny profil „Tylko Jeden” na Instagramie - @tylkojeden.polsat