- Jaką jest pani przyjaciółką? Czego można od pani oczekiwać?
- Mam nadzieje, że szczerości. To szczerość w przyjaźni wydaje mi się najważniejsza. W bliskiej relacji nie chodzi o uśmiechanie się i poklepywanie po plecach, ale spojrzenie na problem, z którym boryka się druga osoba, z szerszej perspektywy. Nazwanie rzeczy po imieniu. Jeśli ktoś potrzebuje takiego wsparcia, choć bywa to trudne, przyjaciel powinien go udzielić. Słyszymy wtedy to, co niekoniecznie chcielibyśmy usłyszeć, ale otrzymujemy obiektywną opinię. Tego od przyjaciół potrzebujemy.
- Czyli można się po pani spodziewać prawdy prosto w oczy. To zupełnie jak z Zuzą. Czy w niej dużo jest Anity Sokołowskiej?
- Po tylu latach grania Zuzy odpowiedź na to pytanie jest trudna. Aktorzy zawsze obdarzają grane przez siebie postaci dużą cząstką swojej osobowości. Na samym początku starałam się budować postać Zuzy zupełnie inną ode mnie - od sposobu ubierania się, poruszania się, po cechy charakteru. Było to dla mnie ciekawym wyzwaniem. Ale po tylu latach, wielu perypetiach i doświadczeniach, Zuza przeszła metamorfozę, a nasze cechy stały się sobie bliższe. Z zatwardziałej singielki, kobiety skupionej wyłącznie na swojej karierze, niewierzącej w miłość i traktującej facetów instrumentalnie, Zuza zmieniła się w kobietę bardziej „udomowioną”. Zależy jej na rodzinie.
- Czy ma pani wielu przyjaciół?
- Wielu nie, ważnych dla mnie relacji mam kilka. Na to, żeby budować i pielęgnować z kimś silną więź, trzeba mieć czas. Ja od dawna już dużo pracuję. A odkąd na świecie pojawił się Antoś, moja uwaga skierowana jest właśnie na synka, macierzyństwo.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Te przyjaźnie są ze szkoły - jak w serialu - czy już z dorosłego życia?
- Ze szkoły nie, z czasów studiów. Wyjechałam z Lublina do szkoły aktorskiej zaraz po maturze, więc mimo prób pielęgnowania relacji z dzieciństwa, nie udało się ich utrzymać. Będąc studentką, rzadko przyjeżdżałam do domu. Dlatego moje dzisiejsze przyjaźnie to takie, które nawiązałam w czasach studenckich, kiedy dorastałam, usamodzielniałam się. Mam grupę przyjaciół, z którą szczególnie mocno zbliżyliśmy się tuż po studiach. Wszystkie sylwestry, majówki, wakacje planowaliśmy wspólnie. Teraz, po dwudziestu latach, ta nieformalna grupa, jak ją nazywamy, wciąż funkcjonuje. Niemal każdy z nas ma dzieci, więc spotkania są dziś nieco inne. Moi znajomi mają domy pod Warszawą. Grillujemy tam z naszymi partnerami i dziećmi. Dorośli piją mojito z mięty, która rośnie pod płotem. Moja przyjaciółka, Asia Fidler, też aktorka, prowadzi piękny Folwark Badowo na wsi niedaleko Warszawy. Trzy tygodnie spędzone u niej pozwoliły mi niedawno odetchnąć od ścisłej kwarantanny i siedzenia w domu.
- Przyjaźń nawiązana w dzieciństwie i ta z czasów wczesnej dorosłości czymś się od siebie różnią?
- Myślę, że tego nie da się porównać. To zależy od osobowości danych osób, a także tego, czy mamy jako przyjaciele punkty styczne. Trudno przyjaźnić się z osobą, która ma zupełnie inny światopogląd. Kiedy wchodzimy w dorosłe życie, kształtuje się nasze myślenie i postrzeganie świata właśnie. Jest krąg mocnych i ważnych życiowych tematów, które mogą przyjaciół z dzieciństwa poróżnić, a tych, którzy spotkali się u progu dorosłości – połączyć. Jednak w sensie emocjonalnym nie ma znaczenia, na jakim etapie życia nawiązaliśmy więź.
- To jak ze związkami.
- Tak. Są pary, które są ze sobą od podstawówki. Razem dorastali, a w życiu dorosłym tworzą poważny związek. Niektórym czasem trudno uwierzyć, że taka miłość wciąż trwa. Mam bratanka, który jest w związku od pierwszej klasy liceum i niedawno ze swoją szkolną miłością wziął ślub. Bardzo im kibicuję. Widzę, że takie uczucie jest możliwe. A są i tacy, którzy szukają nowych emocji, nowych napięć i wchodzą w związki z osobami, które są im bliskie na danym etapie życia.
- Jedna różnica przychodzi mi jednak do głowy - przyjaciel z dzieciństwa wie o nas wszystko. Zna naszą rodzinę, historię, jest świadomy tego, co nas kształtowało. Ten z życia dorosłego wie tyle, ile sami chcemy mu powiedzieć.
- Prawdziwa przyjaźń polega na tym, żeby pokazać swoje prawdziwe oblicze, nie wstydzić się go. Jeśli ukrywamy coś przed drugą osobą, to nie mówimy tu o przyjaźni, tylko o jakiejś innej relacji. Przyjaźń to otwartość, brak niedopowiedzeń czy tajemnic.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Otwartość i pokazywanie prawdziwego „ja”. Jakie jeszcze ma pani sposoby na pielęgnowanie bliskich relacji? Zwłaszcza kiedy na wszystko brakuje czasu.
- Rzeczywiście trudno jest, mając pracę i rodzinę, być z przyjaciółmi w stałym kontakcie od rana do nocy jak serialowe dziewczyny. Ale poza spotkaniami staram się dzwonić, pytać co słychać i przede wszystkim słuchać, a nie jedynie opowiadać, co u mnie. Staram się być otwartą na to, co ktoś odczuwa i przeżywa. Wydaje mi się, że właśnie słuchanie jest w przyjaźni niezwykle istotne. Podtrzymuję też kontakt lekki, żartobliwy, wysyłamy sobie rozmaite żarty, memy. Innym sposobem na wzmacnianie więzi jest spotykanie się w szerszym gronie osób, a nie tylko „jeden na jeden”. Organizuję spotkania całych rodzin. Zabieram synka, partnera - wtedy przyjaciele widzą mnie w szerszym kontekście, daję im się poznać.
- Przyjaciele mogą liczyć na to, że pani ich wysłucha. A czego pani oczekuje od przyjaciół?
- Wrażliwości. Takiej, żeby druga osoba wysłuchała mnie i usłyszała, kiedy mam problem. Że będzie miała czas dla mnie. Obiektywnej diagnozy i oceny tego, co powiedziałam, nawet jeśli nie jest to dla mnie miłe ani łatwe. Żeby nie miała problemu z tym, że nie odbieram czy nie oddzwaniam. Jeśli coś jest nie w porządku, przyjaciel podejmie kolejne próby kontaktu.
- A czy była pani kiedyś w sytuacji - w której nieraz były serialowe dziewczyny - że przyjaciel uratował panią od poważnych kłopotów?
- Jestem bardzo samodzielną osobą, próbuję się w życiu mocno osadzić, niemniej miałam takie kryzysowe sytuacje. I mam osoby, które się wtedy sprawdziły.
- Czyli w biedzie naprawdę poznaje się prawdziwych przyjaciół?
- Nie chciałabym aż tak wyrokować, że przyjaciel to osoba, która ma się sprawdzić jedynie „w biedzie”. Przyjaźń to również radość, wspólne dobre momenty. I wtedy też przyjaciel powinien być blisko. To nie jest tak, że potrzebujemy kogoś jedynie kiedy rozpaczamy. Potrzebujemy drugiej osoby do zwyczajnej rozmowy, wspólnego celebrowania życia.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Co według pani byłoby w stanie zniszczyć przyjaźń?
- Mentalna zdrada, nielojalność. Jeśli ktoś za moimi plecami wykorzystałby mnie lub informacje o mnie. Szczególnie że uprawiam zawód, dzięki któremu jestem osobą rozpoznawalną, więc dyskrecja jest ważna.
- A czy w przyjaźni aktorek jest miejsce na rywalizację? W „Przyjaciółkach” problem jest rozwiązany - każda z nich ma inny zawód.
- Tylko jeśli mówimy o zdrowej rywalizacji. Wtedy nas mobilizuje. Jeśli moja przyjaciółka aktorka dostanie rolę w ciekawym projekcie, powiem: „Ale fajnie, też bym chciała tam zagrać”. Ale to musi być w zdrowych, stymulujących granicach.
- Środowisko aktorskie uchodzi jednak za takie, w którym panuje wyjątkowo zacięta rywalizacja o role, angaże. Czy startowała kiedyś pani z przyjaciółką o tę samą rolę?
- Zdarzyło się, że starałyśmy się o etat w tym samym teatrze. Rywalizacja z przyjaciółką jeden na jeden o tę samą rolę mnie ominęła. Nasz zawód jest jednak tak niewymierny, obsadzenie w danej roli zależy od tak wielu czynników, oceny naszych osobowości, że dość trudno porównywać się ze sobą. Nie lubię zawiści, bardzo źle reaguję na toksyczną atmosferę. Byłam w różnych zespołach teatralnych, na różnych planach i wiem, że dla mojego dobrego samopoczucia nie ma co dręczyć się takimi uczuciami.
Rozmawiała Anna Janicka
Zobacz także:
Małgorzata Socha: Inga i Andrzej to zabawna konfiguracja
Magdalena Stużyńska-Brauer o uzależnieniu Anki
Anita Sokołowska: Zuza? Co bym zmieniła w jej życiu...