„Jeśli Cracovia nie zdobędzie Pucharu Polski, zostanie największym przegranym sezonu” - eksperci stawiali sprawę jasno. Podopieczni Michała Probierza zakończyli Ekstraklasę na siódmym miejscu i była to dla nich ich jedyna droga do udziału w rozgrywkach kontynentalnych. Spekulowano, że być może to również ostatnia szansa na utrzymanie stanowiska przez charyzmatycznego szkoleniowca, Michała Probierza.
- Na takie mecze się czeka! Można tylko się cieszyć, że to my w nim zagramy. Finałów się nie gra, finały się wygrywa. Mam nadzieję, że stworzymy ciekawe widowisko. To tylko jeden mecz i trzeba być skoncentrowanym, nie można popełnić błędu. Dlatego podejście mentalne będzie bardzo ważne. Z drugiej strony nie można też się dać zwariować - zapowiadał trener. Presja w zespole była bardzo duża, ale nikogo dodatkowo nie trzeba było motywować. Kibice marzyli, żeby ich ulubieńcy zagrali w finale tak dobrze, jak w półfinale z Legią Warszawa (3:0). Historyczne zwycięstwo i wymarzony cel były na wyciągnięcie ręki. Do podjęcia była także rekordowa premia - 6 milionów złotych: 3 miliony od Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz 3,15 miliona od Ekstraklasy SA, a także dodatkowy bonus 4 miliony złotych od prezesa klubu, Janusza Filipiaka.
Od początku pierwszej połowy nieznacznie przeważała Lechia. Drużyna z Krakowa czekała na dogodny moment do szybkiej kontry. Udało jej się przeprowadzić kilka groźnych akcji, ale zawodnicy razili niedokładnością przy decydującym podaniu. Tego problemu nie miał w 21. minucie Serb Žarko Udovičić, który wykorzystał fatalny błąd w wyprowadzaniu piłki przez Michała Helika, dośrodkował w pole karne, a tam formalności dopełnił Afgańczyk Omran Haydary. W ten sposób prowadzenie dla Lechii zapewnili dwaj zawodnicy, których pojawienie się w pierwszym składzie dla wielu było sporą niespodzianką taktyczną.
Po przerwie fani futbolu oczekiwali jeszcze bardziej emocjonującego widowiska i zdecydowanie większej ilości celnych strzałów. Nie zawiedli się. Cracovia ruszyła do odrabiania strat i była bardzo blisko wyrównania w 61. minucie, ale piłka po strzale głową Kosowianina Floriana Loshaja trafiła w słupek. Cztery minuty później było 1:1. Centrował Kamil Pestka, a precyzyjne podanie wykorzystał Holender Pelle van Amersfoort. W 74. minucie do siatki trafił Rumun Cornel Râpă, ale sędzia Paweł Raczkowski z Warszawy anulował gola, po weryfikacji VAR wskazując na zagranie ręką.
Od 79. minuty Lechia grała w „dziesiątkę”. Za kopnięcie Van Amersfoorta z boiska usunięty został Chorwat Mario Maloča, który osłabił swój zespół w ostatnich minutach regulaminowego czasu gry. Gdy już wydawało się, że rosną szanse piłkarzy z Krakowa, na boisko w 83. minucie wszedł Patryk Lipski i sto dwadzieścia sekund później cieszył się z gola na 2:1 dla klubu z Gdańska. To nie był jednak koniec wielkich emocji w Lublinie, bo w 88. minucie z rzutu rożnego dośrodkowywał Chorwat Ivan Fiolić, a strzałem głową do wyrównania doprowadził Czech David Jablonský. Arbiter doliczył aż siedem minut, jednak nikomu nie udało się przesądzić losów spotkania po dwóch połowach. Dogrywka!
Doping kibiców nie słabł. Siedzący za bramkami fani obu finalistów - zgromadzeni w limitowanej ze względu na pandemię ilości - jeszcze mocniej zacierali ręce na decydujące fragmenty meczu. Nikt nie miał wątpliwości, że ten piłkarski wieczór długo będzie wspominany. Być może część z nich już szykowała się na serię „jedenastek”, ale w 117. minucie najważniejszego gola w karierze strzelił Mateusz Wdowiak i dał Cracovii pierwszy historyczny Puchar Polski!
Po więcej informacji sportowych zapraszamy na POLSATSPORT.PL.