2020-09-27

Bartłomiej Kasprzykowski: Paweł jest bliską mi osobą

Popularny artysta w rozmowie z POLSAT.PL o swojej roli w serialu „Przyjaciółki”. Od 2012 roku wciela się w Pawła Strzeleckiego, męża Anki, jednej z głównych bohaterek. Jak Bartłomiej Kasprzykowski postrzega swoją postać? W jaki sposób nad nią pracuje? Ile go z nią łączy? W specjalnym wywiadzie opowiedział także o przyjaźni w zawodzie aktora.

Oglądaj Przyjaciółki online na IPLA.TV.

- Obecnie niezbyt często się zdarza, że ktoś pracuje w jednej firmie tyle lat, co pan w Przyjaciółkach - osiem. Jak pracuje ta ekipa? Niczym dobrze naoliwiona maszyna?

- Relacja ekipy na planie cały czas się rozwijała, uczyliśmy się siebie nawzajem. Z Grześkiem Kuczeriszką dotarliśmy się, wiemy, czego wzajemnie od siebie potrzebujemy. Więc tak, dobrze naoliwiona maszyna. Partnerstwo i praca zżytego zespołu.

- A przyjaźnie?
Przyjaźń w zawodzie aktora to kontrowersyjny temat – spotykamy się gdzieś na planie i musimy być na siebie otwarci. Gramy postaci, które miewają bliskie relacje i to na pewno nas zbliża. Ale potem idziemy do innej pracy i kontakt się urywa. Z Magdą Stużyńską-Brauer udało nam się osiągnąć trochę więcej, bo spotykaliśmy się i w teatrze, i w innych produkcjach: serialach „Grzeszni i Bogaci” i „Bodo”. Cenimy się też wzajemnie za podejście do aktorstwa, mamy podobne wartości w kwestiach etycznych dotyczących zawodu.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Bartek KasprzykowskiOficjalnie (@kasprzykowskibartek)

- Przyjaciół ma pan raczej poza zawodem?
- Tak, takie relacje sprawdzają się bardziej niż te w środowisku aktorskim, bo ku mojemu ubolewaniu króluje w nim konkurencyjność, a nie zespołowe dążenie do sukcesu. Również zazdrość, podkopywanie kolegów, co leży zupełnie poza systemem moich wartości. To są sytuacje tworzone przez system edukacji aktorów i rynek.

- Czy to ze względu na walkę o pracę?
- Tak, jesteśmy skazani na wolnorynkową walkę o pracę, nie mamy żadnych narzędzi osłonowych: opieki związków zawodowych czy państwa, a to powoduje zwiększenie drapieżności. Tu mamy zbieżne spostrzeżenia z Magdą i zdarza nam się, że komentujemy wspólnie czy to środowisko, czy stan kulturalny naszej branży i społeczeństwa.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Bartek KasprzykowskiOficjalnie (@kasprzykowskibartek)

- Aktorki często komentują, że gdy wchodzą w dojrzały wiek, kończą im się ciekawe role. Mężczyzn też to dotyczy?
- Ten problem leży w czym innym. Na naszym rynku jest mało chęci pokazywania tematów ludzi dojrzałych, które mogą być ciekawe. Pokazuje się ludzi młodych. Bardziej dotyka to oczywiście kobiety, bo żyjemy w społeczeństwie patriarchalnym. Ja też mam w tym interes, aby opowiadać więcej historii ludzi dojrzałych, bo wchodzę w ten wiek. Będę głównie grał ojców.

- Wracając do postaci Pawła, która ogromnie ewoluowała. Od bawidamka po przykładnego męża. Czy byłby pan w stanie wybaczyć tyle ile Anka Pawłowi, a Paweł Ance?
- Powiem tak: tworząc postać, muszę wejść w jej skórę. Jakbym nią był. A kiedy postać zrozumiemy, znajdziemy uzasadnienie jej zachowań. Dlatego Paweł jest dla mnie bliską osobą, której motywacje znam. Nigdy nie był dla mnie osobą złą, a zamkniętą, zranioną, zbuntowaną. Wynika to z jego historii, której nie opowiadamy w serialu, którą wymyśliłem - na przykład relacji z matką. Postać trzeba pokochać jak dziecko, stać po jej stronie niezależnie od jej postępków. Traktować jak bliską osobę, rozumieć.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Bartek KasprzykowskiOficjalnie (@kasprzykowskibartek)

- A ile jest Bartłomieja w Pawle?
Niewiele. Na pewno jego reakcje na pewne sytuacje są czysto „Pawłowe”. We mnie nie ma tyle buntu, zagubienia, które powoduje, że on ładuje się w dziwne relacje. Nie ma we mnie za grosz skłonności do ciągłego konkurowania, sprawdzania się. Paweł powstał z połączenia kilku znanych mi osób, z każdego wziąłem po kilka informacji, zachowań, sposobu funkcjonowania w relacjach z innymi.

- Ulepił go pan.
- Tak. Paweł ma charakterystyczne napięcie twarzy, i jest to spust, który naciskam, żeby go szybciej uruchomić. Wypracowywałem to w pierwszej serii, ale teraz działa jak pilot, którym „włączam w sobie Pawła”.

- Pawłowi tężeje twarz na moment przed wybuchem złości.
- Tak go wymyśliłem - że ma w sobie srogość. Poprzez zewnętrzność danej postaci można więc wejść w to, co dzieje się w jej wnętrzu. Kiedy obserwujemy kogoś, kto w rozmowie często zaciska pięści, albo spina się w okolicach karku – możemy dowiedzieć się więcej o jego podejściu do życia. Podpowiedział mi to mój fizjoterapeuta. Na przykład osoba chodząca bardzo drobnymi kroczkami jest osobą niepewną, o czym innym świadczy rozbujany krok. Postać to też jej ruch.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Bartek KasprzykowskiOficjalnie (@kasprzykowskibartek)

- Pan Pawła ulepił, a na ile ma Pan wpływ na jego scenariuszowe losy?
- Taki wpływ dotyczy raczej głównych postaci, czyli dziewczyn, pewnie są takie konsultacje. Ja tylko raz zażartowałem, że Paweł mógłby mieć ciężki wypadek, a Anka woziłaby go po świecie, sparaliżowanego i na wózku, pokazując mu ciekawe miejsca. Grałbym siedząc, nic nie mówiąc, a podróżowalibyśmy w piękne miejsca. W kolejnej serii Paweł miał rzeczywiście wypadek, ale nie tak poważny. Szybko z tego wyszedł i wpadł na pomysł podróży po świecie kamperem. Ale szybko wrócił. Więc ktoś mój żart podchwycił i prawie się udało. Prawie...

- Kiedyś przez rolę pomylono pana z księdzem. Pan Andrzej Grabowski opowiadał mi, że przez pewien czas miał problem z tym, że wołają za nim: „Ferdek”. To się jeszcze zdarza.
- Na samym początku zdarzyło mi się, że pani podała mi w sklepie nieświeże mięso i coś rzuciła o wiarołomności. Nie wiedziałem nawet, jak odpowiedzieć. Ale teraz już to się prawie nie zdarza. Gram na tyle różne postacie w serialach, filmach, że nie wpadłem do konkretnej szuflady. Teraz jest tak duży wybór różnych produkcji, że bohaterowie jednej czy dwóch nie rządzą wyobraźnią ogółu. Tak było dawniej. A jeśli chodzi o Andrzeja Grabowskiego, gdy pracowałem z nim w Teatrze Słowackiego w Krakowie, ludzie rzeczywiście wołali za nim na ulicy: „Ej, Ferdek!”. A gdy przymierzaliśmy w sklepie kostiumy do spektaklu, ludzie obserwowali go jak „małpę w klatce”.

- Także sporo zmienia się w kwestii odbioru znanych aktorów i komentowania ich życia. Pan na Instagramie ma bardzo miłe reakcje.
- Ja myślę, że na to wpływ ma właśnie rozwój serwisów społecznościowych. Bywało, że media mocno ingerowały w życie prywatne. A dziś sami możemy swoje życie pokazywać w sposób kontrolowany. Nie cisnę tego mocno, nie zamierzam żyć Instagramem. Raczej świadomie podtrzymuję kontakt z obserwatorami, widzami.

Rozmawiała Anna Janicka

Przyjaciółki w czwartek o godz. 21:05 w Telewizji POLSAT.