- Czy trzynasta edycja programu „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” okazała się pechowa?
- Jestem tym facetem, który wierzy w trzynastki. Czułem, że coś z nią będzie nie tak (śmiech). Ten lockdown przyszedł dosłownie z dnia na dzień, bo mieliśmy wchodzić na halę na przygotowaną próbę o dziewiątej rano, a o dwudziestej trzeciej dnia poprzedniego odwołali wszystko. To było zaskoczenie, ale liczyliśmy się z tym, że coś takiego może się wydarzyć.
- Jak to wpłynęło na rozwój uczestników programu?
- Uważam, że ta edycja była jedną z najlepszych w historii. Powiem tak: żeby chleb urósł, ciasto musi urosnąć (śmiech). Zazwyczaj do czwartego i piątego odcinka, uczestnicy dowiadują się, jak się pracuje, jakie ja mam metody itd. Myślałem, że te trzy i pół miesiące lockdownu sprawią, że oni wszystko zapomną i będziemy musieli zaczynać od nowa. Zarządziłem dwa tygodnie prób, a okazało się, że oni wszyscy przyszli perfekcyjnie przygotowani. Dosłownie do tego piątego odcinka zrobiłem dwie próby z każdym, nie więcej. Tak jak to porównałem, to ciasto po prostu wyrosło.
- Z czego pana zdaniem to wynikało? Uczestnicy byli głodni powrotu na scenę?
- Głód na pewno, ale myślę też, że oni przez ten okres dojrzeli. Kiedy zazwyczaj robimy w trzy miesiące dwanaście odcinków, to uczestnicy są przemęczeni, sfrustrowani, trochę ich rozpierają emocje, przeżywają przegrane i wygrane. Te trzy miesiące dały w tej edycji odpoczynek, reset. Wrócili bardziej świadomi. Być może nabrali dystansu.
- Przygotowanie do występów to nie tylko pan, czy Agnieszka Hekiert, ale także Kris Crew. Proszę opowiedzieć o tej ekipie.
- Moi tancerze, oprócz oczywistego tańca, bo to ich zawód, przechodzą ze mną zajęcia aktorskie, wokalne, osobowościowe. Proszę zwrócić uwagę, że moja ekipa w programie jest muzykami, aktorami, chórkami. Mamy zazwyczaj dwanaście osób, które opędzają wszystkie sceny. Jak występuję Beyoncé, to wychodzą z nią i występują obok. Ale jak występuje ktoś inny, to oni grają na gitarach, perkusji. Jak tylko dostajemy nagrane podkłady, oni robią chórki, uczą się tekstów.
- To nie tylko zadania choreograficzne.
- To nie jest tylko taka praca, że wchodzą i robią choreografię. Każdy z nich dostaje także pracę domową, mają porozdzielane role. Bardzo fajny komentarz dostałem od Roberta Augustyniaka, który oglądał program z innymi muzykami, zastanawiającymi się skąd my mamy tak świetną ekipę. Przecież oni grają jazz, rock, pop. Robert im powiedział, że to moi tancerze (śmiech).
- Dobrze udają, że potrafią grać. Jak wyglądają próby?
- Żeby zagrać taką solówkę gitarową na przykład, tancerz spędza kilka godzin na próbach. Sporo jest takich scen aktorskich, gdy odtwarzamy jakiś klip. I łzy, kłótnie, miłość, radość. Ta ekipa przechodzi przez zajęcia, tak samo jak uczestnicy. Dodam, że to obecnie najlepsi tancerze w kraju. Bardzo wyselekcjonowana grupa na najwyższym poziomie.
- Jak pracuje się z nimi uczestnikom programu?
- Każdy artysta, który był w tym programie i brał udział jako uczestnik, powiedział, że Kris Crew daje niewiarygodne wsparcie. Czują się zaopiekowani, bezpieczni. Jak w dobrej ekipie teatralnej. To, że uczestnicy nam ufają na scenie, w sensie artystycznym i jakościowym, to największy komplement.
- Które z występów z trzynastej edycji zapamięta pan najbardziej?
- Powiem najpierw bardzo ogólnie. Najlepiej zapamiętam Czadomana. Człowiek nie miał pojęcia, jaki miał talent wokalny i aktorski. Na sali rozsypywał mi się bardzo emocjonalnie. Kompletnie w siebie nie wierzył. Wiedział, że umie, ale nie ufał sam sobie.
- A pozostali?
- Karol Dziuba, który zrobił Florence. Niesamowita praca aktorska. On miał bardzo poważną awarię kręgosłupa, prawie nic nie mógł zrobić na sali. Przerabialiśmy całą postać pod to, co jego kręgosłup jest w stanie znieść. On to zagrał w oczach. To było znakomite. Bardzo teatralne. Nie mogłem uwierzyć, że on te trzy minuty na scenie wytrzymał, ale to jest dobry aktor. Jak grałem jeszcze w „Metrze”, Janusz Józefowicz zawsze powtarzał, że aktor nie gra tylko wtedy, kiedy umrze. Właśnie coś takiego zrobił Karol Dziuba.
- Kogo jeszcze dorzuciłby pan do tej listy?
- Filip Gurłacz, który zrobił Charlesa Aznavoura. Zaczął go ćwiczyć wcześniej, przychodził na salę i próbował. Przyszedł do mnie, a po zajęciach wyszedł z miękkimi kolanami. Usiadł na sofie i powiedział do wszystkich, że w życiu go nikt tak nie rozwalił jak Kris przez tę godzinę. Musiałem go przeczołgać w sensie emocjonalnym, aktorskim. Tego się nie dało zrobić tylko i wyłącznie ruchem i mimiką.
- To może jeszcze któraś z dziewczyn?
- Weźmy na przykład Martę Gałuszewską, która cieszyła się ze wszystkiego, non stop była uśmiechnięta. Mówiłem jej: dziewczyno, schowaj te zęby, śpiewasz smutną piosenkę (śmiech). Dla niej to wszystko to była przygoda, zabawa, nigdy z niczego nie zrobiła problemu. To był rodzaj takiej wolności, młodości, takiej niedojrzałości. Ale doszła do Beyoncé, to zderzyła się ze ścianą. W końcu wydoroślała, w sensie artystycznym.
- Pan jest z nimi najbliżej, widzi ich postępy na bieżąco.
- Zawsze będę to oceniał inaczej, przez pryzmat tego, jaką walkę stoczyłem z nimi na sali. Często widząc efekt, myślę sobie, że złamałem tego człowieka, pomogłem mu. Nikt nie wie, jaką drogę przeszedł na przykład Czadoman, śpiewając Felicjana Andrzejczaka. On jest takim klaunikiem, cały czas się śmieje, żartuje. Na scenie biega, podskakuje, zabawia ludzi. Felicjan się w ogóle nie rusza na scenie, a Paweł chciał, chociażby przechylić statyw. Nie zgodziłem się. Chciał tupać butem, mówię nie. Człowiek z tak silnym ADHD, że zanim wykonał ten numer, to się trzy razy popłakał na sali. To trochę jakby kogoś rozebrać do naga, postawić na scenie i powiedzieć, że nie ma się czego wstydzić.
- Czy są jeszcze jacyś artyści, utwory czy układy choreograficzne, które chciałby pan, żeby pojawiły się w „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”?
- Mamy bardzo dużo fajnych rzeczy do zrobienia. Zobaczymy, co będzie w następnej edycji...
Rozmawiała Julia Borowczyk
Oficjalny profil „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” na Instagramie - @twojatwarzbrzmiznajomo