Oglądaj Nasz nowy dom online na IPLA.TV.
- Zima w tym roku była nieco inna niż wcześniejsze. Jak się pracowało przy siarczystych mrozach?
- Przyznam, że było ciężko. Mieliśmy na sobie mnóstwo odzieży termicznej. Starałem się dawać chłopakom jak najlepsze ubrania, żeby nie zmarzli. Do tej pory zawsze było tak, że trafiały się dwa dni z lepszymi warunkami pogodowymi. Szczęśliwie nie było tak, że przez wszystkie pięć dni mróz mocno trzymał. Mieliśmy remont, podczas którego musieliśmy wykopać szambo, ale paradoksalnie to wcześniej ziemia była skuta. Gdy napadało śniegu, to ta pokrywa, pierzynka sprawiła, że temperatura pod nią to kilka stopni na plusie. I dzięki temu wykonaliśmy prace zgodnie z planem.
- Jakie są sposoby na radzenie sobie z dużym mrozem?
- Jest ich wiele. Na przykład do zrobienia elewacji przywozimy już pomalowane deski, żeby nie robić tego na miejscu. Trzeba inaczej rozplanować prace logistycznie. Bo jeżeli mamy osiemnaście stopni mrozu, to nie damy rady wejść na dach, bo blacha przymarznie do dłoni. Nie da się też zrobić elewacji. W takiej temperaturze baterie zamarzają i elektronarzędzia przestają działać. Jedynie można korzystać ze spalinowych narzędzi. W takim momencie zabieram ludzi do środka i staramy się wykonać jak najwięcej prac w pomieszczeniach. Gdy tylko pogoda się poprawia, to wychodzimy na zewnątrz, bo nie wiemy do końca, co przyniosą kolejne dni. Trzeba umiejętnie robić roszady. Gdy jest duży mróz, to także robimy z plandeki namiot i do środka wstawiamy nagrzewnice, żeby podnieść temperaturę.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Czym jeszcze posiłkuje się pan w trakcie takich remontów?
- Przy każdej realizacji wybieramy takie produkty, które pomagają nam skrócić czas remontu. W porównaniu do czasu, kiedy program startował, technologia poszła do przodu. Więcej mamy gipsów, klejów szybkowiążących. Są specjalne grunty, które pozwalają kłaść płytki na płytach OSB. Kiedyś tego nie było. Korzystamy też ze sprzętu najnowszego, z różną gamą wkrętów. Jeżeli chodzi o ściany, to powłoki malarskie też są coraz lepsze – na przykład z żywicą, która sprawia, że krople pozostają na powierzchni, a gdy wiatr zawieje, to zabiera je ze sobą i elewacja pozostaje sucha.
- Czy pogoda wymusiła zmiany logistyczne, jeżeli chodzi terminy nagrań?
- Nie, wszystko to, co mieliśmy wcześniej zaplanowane, zostało zrealizowane. Mrozy nas nie powstrzymały. Jeżeli jest naprawdę zimno, to wówczas poszerzamy ekipę, żeby mieć więcej rąk do pracy.
Wyświetl ten post na Instagramie.
- Po tak wymagających pięciu dniach satysfakcja musi być wielka…
- Oczywiście. My robimy takie rzeczy, których normalnie nikt nie robi. Wielu budowlańców po zobaczeniu tych domów by powiedziało, że to niemożliwe. A wtedy pojawiamy się my. Nas te wzywania ciągną. Mamy wielką satysfakcję, gdy zrobimy super dom, gdy rodzina się cieszy - choć my tego nigdy nie widzimy, bo już nas nie ma na planie. Gdy pani producent Olga Toporowska nas pochwali. To bardzo miłe, jeżeli się uda zobaczyć potem odcinek i tę radość w oczach rodziny, że mają swój nowy, bezpieczny dom…
- Czy któryś z dotychczasowych remontów w szesnastym sezonie zapamięta pan szczególnie?
- Był jeden remont, w którym doszło do splotu wielu wydarzeń. Mieliśmy problemy, bo musieliśmy zdemontować licznik, który był na środku mieszkania, a nie mogliśmy odciąć wody na budynek. Zasuwa była umiejscowiona na polu, więc sprowadziliśmy osobę z wykrywaczem metalu. Gdy już się udało ją znaleźć, musieliśmy młotami rozkuć ziemię, bo nie było na to innego sposobu. Walczyliśmy z tym pół dnia. Kolejnym problemem był komin. Musieliśmy rozebrać stary piec chlebowy i piec do ogrzewania, kuchnię kaflową. Okazało się, że komin jest wmurowany na tym piecu i automatycznie musimy go także zdemontować. Problematyczne było także wykopanie szamba, bo nie wiedzieliśmy do końca, co zastaniemy pod półmetrową pokrywą śniegu. Jednak ziemia nie była tak mocno zmarznięta i remont oczywiście zakończyliśmy sukcesem.
Rozmawiał Tomasz Fiłonik
„Nasz nowy dom” w środę i czwartek o godz. 20:05 w Telewizji POLSAT.