Oglądaj Design Dream. Pojedynek na wnętrza online na IPLA.TV.
W programie na uczestników co tydzień czekało zadanie polegające na stworzeniu projektu pomieszczenia odpowiadającego wymaganiom wybranej rodziny. W każdym odcinku eksperci eliminowali jednego z projektantów. Do finału dotarły Anna Mazur i Monika Bonecka-Turek. Jak wspominają całą rywalizację?
- Które z zadań w programie było najtrudniejsze?
Anna: Zdecydowanie najtrudniejsze było dla mnie zadanie z piątego odcinka, czyli pokój dziecięcy. Było to spowodowane tym, że po raz kolejny pojawił się temat dzieci i chciałam pokazać, że odrobiłam lekcje z projektowania przestrzeni dla nich. Towarzyszył temu ogromny stres, to była walka o wejście do finału, więc na pewno cała nasza trójka bardzo się denerwowała. Ja chyba jak zwykle najbardziej.
Monika: Dla mnie był to odcinek czwarty, czyli projekt kawalerki. Nie chodzi tu tylko o zmieszczenie tylu funkcji w jednym małym pomieszczeniu, ale przede wszystkim o mieszaninę stylów. Bohaterka w krótkim filmie wspomniała, że lubi styl boho oraz glamour, co już samo w sobie się gryzie. Następnie okazuję się, że musi pojawić się dodatkowy motyw - w moim przypadku była to inspiracja latami siedemdziesiątymi. To całkowicie mnie zbiło z tropu. To było jak rozdroże, dla którego trzeba znaleźć wspólny kierunek.
- Czy wyróżniłyby panie jeden konkretny moment w programie, który szczególnie zapadł w pamięci?
Monika: Och, takich momentów było mnóstwo! Przy tym pytaniu mogłabym się rozgadać! Skoro jednak muszę wybrać jeden, to będzie to moment mojej wygranej w trzecim odcinku. Nie znałam słowa klucza (dla niewtajemniczonych - koloru frontów), które moim zdaniem decydowało o wygranej! Może nie uszczęśliwiłam wielu bohaterów w tym programie, ale za to w tym przypadku uszczęśliwiłam aż siedem osób!
Anna: Mi najbardziej w pamięci zapadł moment, kiedy w piątym odcinku zostałam wywołana przez jurorów jako pierwsza do oceny i jako pierwsza dowiedziałam się, że wchodzę do finału. Eksperci stwierdzili, że problemem moich projektów jest to, że się nie doceniam. To było dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu poczułam, że jestem w miejscu, w którym powinnam być.
- Który z elementów rywalizacji był najtrudniejszy? Projektowanie na czas, zakupy czy aranżacja boksów?
Anna: Dla mnie najtrudniejszym elementem rywalizacji było projektowanie na czas, bo jest to coś, czego nie robimy na co dzień w swojej pracy zawodowej. Nawet jeśli mam jakieś ograniczenie czasowe to jest ono aż takie, jak było w programie, więc z pewnością ten element rywalizacji był dla mnie najcięższym i najbardziej stresogennym.
Monika: Dla mnie projektowanie na czas nie jest problemem. Zawsze podkreślam, że ten zawód jest stworzony dla mnie i płynie prosto z mojego serca, dlatego dobrze i szybko radzę sobie z zakładaną koncepcją. Zakupy... Tak naprawdę dopiero w programie miałam okazję przekonać się o swoich możliwościach i wydaje mi się, że dobrze sobie poradziłam. Także zdecydowanie najtrudniejsze dla mnie było skręcanie mebli. Tu nie chodzi o to, że ja tego nie lubię - bo lubię, ale zdecydowanie nie lubię tego robić na czas (śmiech).
- Czy spodziewały się panie, że zajdą aż tak daleko?
Monika: Szczerze? Tak. Choć ten program nie raz nas potrafił zaskoczyć. Do tej pory moje wnętrze tylko raz zostało wybrane przez bohaterów, ale już po pierwszym odcinku spodziewałam się, że niekoniecznie będę pierwszym wyborem. W programie chciałam pokazać widzom swój styl, a to czy zostanę wybrana przez bohaterów, było tylko dodatkową gratyfikacją. Najbardziej zwątpiłam w swój dalszy udział w programie w odcinku piątym, gdy stanęłam z Karolem przed jurorami. Nie szczędzili nam wtedy krytyki. Byłam pewna, że w finale będę z Karolem i w tamtym momencie już całkowicie nie wiedziałam czego się spodziewać. Myślę, że jurorzy swoim wyborem zaskoczyli nas wszystkich.
Anna: Ja na pewno się nie spodziewałam! Wygrałam los na loterii tym, że mogłam wrócić do programu, ale wcale nie dodało mi to pewności siebie. Jestem osobą, która woli zakładać najgorsze, żeby ewentualnie bardzo miło się rozczarować.
- Jakie emocje towarzyszą paniom przed finałem?
Monika: Przed finałem jestem podekscytowana, ze stresu niewyspana i ciekawa tego, co się wydarzy!
Anna: Ja jestem oczywiście znowu strasznie zestresowana, w mojej głowie pojawia się milion myśli, co będziemy projektować, jakie będzie utrudnienie w finale, dla kogo będziemy projektować i czy ta przestrzeń może w końcu będzie trochę większa. Jest ogromna ekscytacja, ale zarazem też strach.
- Niezależnie od werdyktu jak będą panie wspominały przygodę z „Design Dream. Pojedynek na wnętrza”?
Monika: Myślę, że trzeba przeżyć ten program, aby wiedzieć ile wysiłku zarówno psychicznego jak i fizycznego nas to kosztowało. Oczywiście, nie żałuję! Drugi raz podjęłabym tę samą decyzję! Czy będzie druga edycja? Piszę się jak coś! Poznałam wspaniałych ludzi, szczególnie mam na myśli pozostałych uczestników. Mam nadzieję, że te przyjaźnie zostaną ze mną na zawsze. Jak widzieliście, my nie rywalizowaliśmy. My się wzajemnie wspieraliśmy. Była to jedna z fajniejszych przygód w moim życiu.
Anna: Niezależnie od werdyktu program był wspaniałą przygodą i jak już to mówiłam, gdy odpadałam w drugim odcinku - najbardziej doceniam ten program za ludzi, których poznałam. Tu nie chodzi tylko i wyłącznie o fantastycznych uczestników, ale też o wszystkie osoby pracujące przy produkcji, bo atmosfera na planie sprawiła, że gdy wszystko już się skończy, będę za tym bardzo tęsknić.
„Design Dream. Pojedynek na wnętrza” w niedzielę o godz. 17:40 w Telewizji POLSAT.