Oglądaj Twoja Twarz Brzmi Znajomo online na polsatboxgo.pl.
- Jakie są pani pierwsze skojarzenia z programem „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”?
- Zawsze kochałam bale przebierańców w szkole podstawowej. Pamiętam swoje przebrania ze szczegółami, więc dla mnie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” to jest po prostu przedłużony karnawał i zabawa (śmiech). Poza tym to jest wspaniały odpoczynek od samej siebie, od swojego życia. Wejście w czyjeś buty oraz wyjście ze swojej strefy komfortu powoduje, że stawiamy się w roli eksperymentatora. Mamy pewne nawykowe własne zachowania, a tutaj musimy wyjść naprzeciw wcieleniu się w inną postać. To powoduje, że się rozwijamy.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Jakie były te przebrania z dzieciństwa, czy były to stroje stricte muzyczne?
- Różnie, często były to postacie z bajek. Byłam przebrana za Królową Nocy, to też jest trochę nawiązanie do opery. Krakowianka, też trochę muzyczne. Proszę zwrócić uwagę, ile jest teraz imprez hippie.
- Ten motyw wraca do łask co jakiś czas.
- Ludzie na okrągło organizują takie retro bale, powroty do czasów PRL-u. Ja się nie muszę teraz przebierać, bo lubię to na co dzień (śmiech), ale to nawiązywanie do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych stało się bardzo modne. Gdy byłam w Nowym Orleanie, to miałam wrażenie, że tam cały czas trwa karnawał. Podobnie w San Francisco. Ci wszyscy ludzie z kwiatuszkami na głowie, noszący spodnie-dzwony. Stworzyli sobie taką bajkę i tak żyją. Nie musi być szaro, buro i ponuro. Od nas zależy, co wykreujemy, niezależnie od wieku. Bal maskowy wcale nie musi kończyć się na szkole podstawowej (śmiech).
- Zwłaszcza w Nowym Orleanie ta muzyka jest dość mocno celebrowana lokalnie.
- To miasto magii. Co drugi sklep jest z akcesoriami wiedźmy (śmiech). Cały czas podtrzymują tę kulturę, która ma oczywiście związek z religią. Ostatnio byłam na wakacjach w Wenecji i oglądałam te starodawne maski. Ten karnawał miał spełniać przecież rolę społeczną - ludzie z wyższych klas bratali się z ludźmi z niższych.
- W swojej pracy zajmowała się pani różnymi gatunkami muzycznymi: R&B i rap w grupie Dezire, solowo bigbitem, grupa niXes to z kolei elektronika i nawet rock. Czy to doświadczenie pomoże pani w metamorfozach?
- Na pewno pomoże. Jak ja zaczynałam śpiewać, to R&B było bardzo modne. Każdy chciał śpiewać jak Beyoncé (śmiech). Dołączając do zespołu Dezire, uczyłam się tych wszystkich ozdobników, które ona robiła. Nie było tak powszechnego dostępu do internetu, nie było YouTube'a. Z zespołami Sistars i Sofa wymienialiśmy się nagranymi koncertami. To była niesamowita szkoła, my słowiańskie dziewczyny śpiewające czarną muzykę.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Bigbit przyszedł chyba pani dość naturalnie ze względu na pani rodziców, muzyków zespołu Niebiesko-Czarni.
- Na początku w ogóle miałam duży problem z konfrontacją z nagraniami moich rodziców, wynikało to z przeżyć osobistych. Tym większym zaskoczeniem dla mnie było to, że jak już do tej konfrontacji doszło, okazało się, że mam to w swoich genach i to jest we mnie. To chyba moje największe odkrycie życiowe, że znalazłam tożsamość, swoje korzenie i nie musiałam się tego uczyć.
- Czy miała pani już próby wokalne z Agnieszką Hekiert? Czy zauważyła tę umiejętność u pani?
- Tak, śpiewałyśmy chyba Irenę Santor i Agnieszka powiedziała, że chce się ode mnie tego nauczyć (śmiech). Tylko że nie wiem, jak miałabym przekazać tę wiedzę. To po prostu jest jakiś rodzaj śpiewania duszą.
- Uchwycenie energii postaci jest równie ważne jak aspekty techniczne.
- Jestem psychologiem sceny i prowadzę takie warsztaty. Przede wszystkim staram się połączyć z duszą danego artysty, jego osobowością, wejść w jego emocje, na przykład poprzez medytację czy obserwowanie jego biologicznych zachowań. Muzyka jest diagnostyczna, jeśli słuchamy melodii i czytamy teksty, to jest to ewidentna diagnoza. Prowadziłam kiedyś taką audycję w radiu, gdzie przychodzili artyści i na podstawie dziesięciu piosenek określaliśmy ich stan wewnętrzny.
- Później w pani dyskografii przyszło odbicie w zupełnie inne strony od bigbitu.
- Miałam ochotę poeksperymentować z elektroniką i połączyłam ją z rockiem psychodelicznym. NiXes to moje alter ego i tutaj zabawiłam się w dziewczynę z drugiej strony lustra tafli wody. To też jest nawiązanie do ideologii lat sześćdziesiątych, bo na przykład Jim Morrison miał bodajże cztery alter ego. Nawet Beyoncé wychodząc na scenę ma swoje alter ego - Sashę Fierce. Wtedy znowu mamy dostęp do niewyczerpanych pokładów energii, wcielamy się w kogoś i czujemy połączenie z tą duszą. Umiejętne korzystanie z tej wielowymiarowości tej naszej osobowości może tylko pomóc w metamorfozach.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Czy ma pani wymarzone postaci, które chciałaby zagrać?
- Mam, ale to tacy artyści na przykład z lat sześćdziesiątych i nie są aż tak bardzo znani teraz. Ze współczesnych artystów wybrałabym Florence Welch lub Jima Morisona. Lubię artystów z charakterem, charyzmą.
- Które z występów z programu zapadły pani w pamięć?
- Pamiętam na pewno Kasię Skrzynecką jako Tinę Turner i w roli Louisa Armstronga. Twierdzę też, że Maria Tyszkiewicz zaśpiewała „Diamonds” lepiej niż sama Rihanna (śmiech). To było niesamowite. Przygniotło mnie to, pomyślałam: Boże, jacy ludzie są zdolni! Niewiarygodne. Ważne jest też to, żeby coś poczuć podczas danego występu. Niech nas coś zachwyci, wzruszy. Tego szukam w występach. Oczywiście oczekujemy w tym programie wiernego odtworzenia, ale nie zapominajmy też o emocjach.
- Co się stanie, jeśli wylosuje pani gatunek bardzo odległy od swojej twórczości? Mam tu na myśli disco polo.
- Zmierzę się z tym! W tym programie chodzi o zabawę, a nie o to, czy ja lubię gatunek disco polo, czy nie. Nie jestem jego fanką, nie słucham, uważam, że to jest muzyka bardzo prosta. Oczywiście ma swoje kulturowe znaczenie, ludzie lubią się przy niej pobawić, ale to nie dla mnie. To jest jednak show o metamorfozach. Jestem ciekawa, jak to jest być „discopolowcem”. A może to jest świetne? Może to jest proste, piękne życie? Jak tego nie zrobię, to się nie przekonam.
- Formuła programu jest tak skonstruowana, że żaden z uczestników nie odpada, a nagrody są przekazywane na cele charytatywne. Czy kierowała się pani tymi aspektami podejmując decyzję o wzięciu udziału w show?
- Tak, to jest świetne! Ten program nie jest stricte o rywalizacji, walczymy o słuszne cele. To trochę jak bal maskowy z założeniem, że zbieramy na szczytny cel. Piękna sprawa. To jest bardzo duży bonus, bo nie skupiamy się na sobie i tym, że jesteśmy w jakimś konkursie. Dla nas uczestników największą nagrodą będzie to, że będziemy mogli kogoś rozśmieszyć, rozbawić. To taka maskarada. Ten program jako jeden z nielicznych ma w sobie magię, a ja lubię jak dzieje się magia.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Czy zdążyła już pani poznać współuczestników tej edycji? Ekipa jest bardzo zróżnicowana - od doświadczonych artystów po takich, którzy mają całą karierę jeszcze przed sobą.
- Uważam, że skład jest świetny. Wszyscy są super i będziemy się wspierać, fajnie bawić. Ten rozstrzał wiekowy jest niesamowity. Anna Jurksztowicz gdzieś tam zniknęła z tej sceny muzycznej, teraz powraca w takiej odsłonie. Bardzo to szanuję, bo ona nie musiałaby już nikomu niczego udowadniać, a jednak się z tym mierzy. Z drugiej strony mamy Viki Gabor, która dopiero kształtuje swoją ścieżkę i też w tym programie będzie szukała, eksperymentowała. Ta rozpiętość wiekowa pokazuje, że każdy jest w innym momencie życia. Ta wymiana tych doświadczeń będzie bezcenna.
Rozmawiała Julia Borowczyk
„Twoja Twarz Brzmi Znajomo” - edycja 16, zobacz zwiastun:
16. edycja „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” od 4 marca w piątek o godz. 20:05 w Telewizji POLSAT.
Oficjalny profil „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” na Instagramie - @twojatwarzbrzmiznajomo