Nowocześnie i zawsze do przodu
Przy okazji 30-lecia stacji wiele gwiazd podkreśla, że Polsacie czują się, jak w wielkiej telewizyjnej rodzinie. Krzysztof Ibisz ma podobne odczucia i doskonale potrafi wyjaśnić, z czego one wynikają. - To jest kawał mojego życia. Może to za dużo powiedziane, że wszystkich znam, ale prawie wszystkich (śmiech) - mówi i zapewnia, że aktorzy czy dziennikarze, podobnie jak on, doceniają niezwykłą atmosferę współpracy i chęć dążenia do wspólnego celu. - Przeplatamy się przy różnych produkcjach, wydarzeniach, przy pracach na rzecz podopiecznych Fundacji Polsat, koncertach. Tych spotkań jest bardzo dużo, a każde jest wielką przygodą. Myślę, że jesteśmy ekipą, która się lubi, ale jest przy tym mega profesjonalna. Cały czas szlifujemy się, idziemy w górę, staramy się, żeby to, co robimy, było coraz lepsze. Dopóki jest w nas chęć uczenia się, poznawania nowych rzeczy, nowych technologii i nowych sposobów pracy, jesteśmy nowoczesną firmą - zauważa dziennikarz i prezenter.
Ponadczasowe produkcje
Pytany o to, jak zmieniła się oferta Polsatu przez trzydzieści lat i jak ewoluował rynek telewizyjny w Polsce, Krzysztof Ibisz przekornie wskazuje, co jest powtarzalne i ponadczasowe w przygotowywaniu ramówki i kolejnych produkcji. - Kiedyś ta opowieść telewizyjna była troszkę inna, ale jeśli patrzę na moje teleturnieje, jak np. „Awantura o kasę” czy wcześniej „Życiowa szansa”, to tak naprawdę sądzę, że one z powodzeniem mogłyby być emitowane także dzisiaj - twiedzi. - Oczywiście skończyły się, bo każdy już miał po trzysta odcinków, ale myślę, że gdyby one wróciły, znowu byłyby wielkimi hitami. Może jest trochę inna realizacja, inne światło, kamery, ale sama treść, sens, emocje są ponadczasowe. Więc to jest tylko kwestia sposobu opowiadania, a finalnie to, co najważniejsze, jest powtarzalne - ocenia.
Wyświetl ten post na Instagramie
Wciąż jest wiele do odkrycia
- Moim największym marzeniem zawodowym pozostaje wymyślenie nowego gatunku telewizyjnego. Bo wydaje się, wszystko już było: mamy reality show, teleturnieje, newsy, seriale, festiwale, widowisko telewizyjne... Ale pomyślmy, chociażby przed rokiem 2000 nikt nie wpadł na to, żeby powiesić kamery wszędzie, gdzie się da i zrealizować coś, co nazwaliśmy potem reality show. A to znaczy, że zawsze jest jakaś przestrzeń do odkrycia nowego gatunku. Tylko jeszcze o tym nie wiemy - podkreśla Krzysztof Ibisz w rozmowie z POLSAT.PL.
Fenomen na skalę światową
- To najlepszy program rozrywkowy na świecie! - nie ma wątpliwości prowadzący „Dancing withe the Stars. Taniec z Gwiazdami”. - Mam za sobą trzynaście edycji, w Polsce było ich już dwadzieścia sześć, na świecie w 2005 roku był pierwszy odcinek. I wciąż ten format budzi ogromne emocje - dodaje. W czym, jego zdaniem, tkwi tajemnica sukcesu? - Pomysł jest zawsze najważniejszy. Tam przychodzą tacy ludzie jak ja. A nie kiedyś wyrzucono ze szkoły tańca. Chyba po trzech lekcjach podszedł do mnie właściciel, oddał pieniądze i powiedział: „panie Krzysztofie, jest pan pierwszą osobą w stuletniej historii naszej szkoły, której nie możemy pomóc” (śmiech). I my też takich ludzi w programie pokazujemy. Choć oczywiście mamy również uczestników, którzy lubią tańczyć i o udziale w tej produkcji marzyli. Jedni i drudzy wzbudzają emocje - mówi dziennikarz i przywołuje charakterystyczny przykład z edycji, która jesienią 2022 roku gościła na antenie. - Pojawił się Wiesław Nowobilski, kompletne zaskoczenie. No nie można powiedzieć, że tańczył przebojowo. No tańczył jak my wszyscy, a poszedł w programie jak burza, bo jednak sympatia widzów jest rzeczą najważniejszą. Dlatego to jest cudowny program, blisko emocji, blisko łzy w oku, pokazujemy prawdę o uczestnikach, o ich dzieciństwie, o tym jak zmagali się z różnymi problemami - podsumowuje.
Wyświetl ten post na Instagramie
Najcenniejsza nagroda za pracę
Z okazji 30-lecia Polsatu Krzysztof Ibisz życzy stacji wiernych widzów i ich nieustającej sympatii. - Bardzo ich szanujemy. Mam nadzieję, że to działa także w drugą stronę. Pracuję w tej telewizji dwadzieścia dwa lata i tak sobie czasem myślę, że gdybym teraz skoczył gdzieś w Polsce ze spadochronem, to mam nadzieję, że tam, gdzie bym wylądował, ktoś zaprosiłby mnie na herbatę i chciał ze mną miło porozmawiać - mówi. - I to jest mój największy sukces: ta sympatia, z której jestem bardzo szczęśliwy. To najcenniejsza życiowa nagroda w pracy, że spotykam się z tą sympatią - tłumaczy. - Myślę też, że nasza stacja jest sympatyczna. Nie budujemy barier, nie jesteśmy ludźmi z kosmosu, tylko z krwi i kości, blisko widzów. Oczywiście, staramy się pokazywać jakieś nowe trendy, fajne pomysły na życie, staramy się, żeby nasza telewizja była barwna, ciekawa i nowoczesna, ale robimy to razem z widzami. Oni to od trzydziestu lat doceniają i to jest nasz największy kapitał - kończy prezenter.
Czytaj więcej: 30 lat Polsatu
„Wielka Gala Jubileuszowa w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej” - zobacz: