- Jakby pan porównał celebrowanie świąt we Francji i w Polsce?
- We Francji Boże Narodzenie to ciekawy czas spędzany z rodziną. Cały rok oszczędza się, żeby kupić wybitne produkty, których na co dzień się nie je. Jakie? To oczywiście zależy od gustu. Moja rodzina w Boże Narodzenie je dużo owoców morza, foie gras, jagnięcinę... Przyjeżdżając do Polski miałem nadzieję, że święta będą wyglądać podobnie, bo to bardzo ważny okres dla Polaków. A tutaj... jarsko i postnie!
- Jak to się przełożyło na pana podejście do kuchni świątecznej?
- Typowo polskie dania, które uwielbiam - barszcz czerwony, grzyby faszerowane, grzyby panierowane, pierogi z kapustą i grzybami - dodałem do swojej karty i zrobiłem taki misz-masz polsko-francuski.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Smak jakich świątecznych dań z dzieciństwa wspomina pan do dzisiaj?
- To babcine foie gras z gęsich wątróbek. Na samą myśl o nich cieknie mi ślina (śmiech). Toczyła się o to swoista wojna. Razem z kuzynem nie mogliśmy się doczekać, więc kiedy danie było już gotowe, braliśmy bagietkę, to przepyszne foie gras i uciekaliśmy robić sobie kanapki. A babcia nas ganiała. To się powtarzało co roku (uśmiech).
- Jakie jeszcze ma pan wspomnienia związane z Bożym Narodzeniem?
- Bardziej niż jedzenie wspominam te wspólne chwile razem, kiedy przy stole siedziały trzy czy cztery generacje. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Wieczory trwały kilka godzin. Tematy były przeróżne, ale obowiązywała jedna zasada: ani słowa o polityce. Jedzenie także było ważnym elementem, ale zawsze dodatkiem. Bo kiedy jest się w takiej rodzinie jak moja, w której każdy dużo pracuje i cały rok jest bardzo intensywny, to wspólne spędzanie czasu jest dla nas magią.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Czy podczas świąt spędzanych we Francji obecne były w pana domu polskie akcenty?
- Nie, z różnych powodów. To były inne czasy. Człowiek miał wtedy paszport umożliwiający podróż tylko w jedną stronę. Do tego mojej mamie zależało, żeby szybko zaaklimatyzować się we Francji. Ciężko pracowała, także w Wigilię. Nie było za bardzo czasu, żeby przygotować najbardziej tradycyjne dania, jak pierogi, kulebiak czy kutia. Zawsze z mamą mieliśmy jednak polskie smaki w głowie.
- Jak obecnie wyglądają pana święta?
- Od wielu lat spędzam je w Polsce. Babcia przyjeżdża z Francji, z resztą rodziny przeważnie spędzamy czas w Warszawie, a potem wyjeżdżamy wspólnie w góry albo na Mazury.
Wyświetl ten post na Instagramie
- A kulinarnie? Czy francuskie akcenty są obecne?
- Nie mogłem z tego zrezygnować. Co roku na stole lądują owoce morza, ostrygi, homary, langustynki, mule, foie gras, pasztety.
- Rozmawiając o świętach nie można nie wspomnieć o prezentach. Czy są upominki, które pamięta pan do dziś?
- We Francji prezenty dostaje się na samym początku, to jest rewelacyjne. Ja nie lubiłem czekać i patrzeć na paczki pod choinką. Miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo, w trakcie którego dostałem wiele wspaniałych prezentów. Pamiętam rower, mój pierwszy walkman, pierwsze płyty, kasety. Dużo czytałem, więc dostawałem też książki i komiksy.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Podejście do prezentów wraz z czasem zapewne się zmieniło?
- Teraz, kiedy jestem dorosły, wolę dawać prezenty niż je dostawać. Im jestem starszy, tym bardziej lubię zrobić bliskim przyjemność. Najważniejsze, żeby prezent był przemyślany, nie musi być drogi.
- Czego życzy pan widzom Polsatu na święta Bożego Narodzenia?
- Dobrej energii, uśmiechu, zdrowia i czasu spędzonego z najbliższymi, bo to jest warte każdych pieniędzy i najcenniejsze.
Rozmawiał Tomasz Fiłonik