Jak działał „Gang Babć”?
- Przychodził klient, który chciał zdeponować, powiedzmy 50 tysięcy. Normalnie wpłacał w kasie, dostawał dokumenty. Potem taka lokata była likwidowana w systemie i szefowa wybierała w kasie, albo szło na jej konto, albo na fikcyjny kredyt… - opowiada Bożena S., była pracownica banku w Grębowie. 12 lipca Komisja Nadzoru Finansowego zawiesiła działalność banku. Wcześniej w placówce były prowadzone kontrole. Przez piętnaście lat nikt nie zauważył, że pracownice placówki defraudowały pieniądze i inwestowały na giełdzie.
Dopracowany system
Prokuratura zarzuca oskarżonym, że miały okradać swoich klientów: zaciągać na nich kredyty, zakładać fikcyjne konta i wypłacać gotówkę z kont osób zmarłych. Zdaniem klientów były to „miłe panie”, wszyscy mieli do nich pełne zaufanie, a grupa cynicznie to wykorzystywała. - Jeśli ktoś umarł i miał lokatę w banku, to ta lokata była po cichu likwidowana, a pieniądze zabierane. Jak przychodziła rodzina po pieniądze, to słyszała „No wiesz, ten twój Jasiek to pijący przecież był, miał upoważnienie, to mu wypłacaliśmy, teraz nic już nie zostało” - tłumaczy Marian R., były prezes rady nadzorczej banku w Grębowie.
Oszustwo „na zeszyt”
Według prokuratury, w wiejskiej placówce bankowej starsze kobiety utworzyły zorganizowaną grupę przestępczą. Wyrządzone szkody oszacowano na 55 milionów złotych. Przestępczy proceder trwał piętnaście lat i zakończył się upadłością banku. - To była kradzież na bezczela. Miały taki zeszyt, który prowadziły i notowały wpływy na konto. Wszystko było w tym zeszycie, a na koncie tylko szczątkowe operacje, reszta szła bokiem do ich kieszeni - tłumaczy Wojciech Wąsik, syndyk masy upadłościowej.
Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił rekompensaty większości ofiar. Trwa proces, w którym oskarżonymi są pracownice banku.
„Państwo w Państwie” w niedzielę o godz. 19:30 w Telewizji POLSAT.