2024-03-17

Andrzej Plata: „Strachy” to projekt bez nadęcia i napinki

Odtwórca głównej roli męskiej opowiada o pracy nad nową produkcją Polsat Box Go. Aktor Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach zdradza, jak trafił na plan serialu „Strachy” i dlaczego chciał w nim wystąpić. Mówi też o swoim bohaterze, procesie twórczym z ekipą debiutantów, swoim stosunku do horrorów oraz nowej zawodowej miłości, którą odkrył przy okazji nagrań. „Strachy” od 21 marca w Polsat Box Go.

- Jako aktor spełniasz się przede wszystkim w teatrze. Wystąpiłeś w paru filmach i serialach, ale rola w „Strachach” to twoja pierwsza główna rola na ekranie?
- Tak. W Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, gdzie pracuję na co dzień, jest fundacja, która robiła spot na temat hejtu w stosunku do lekarzy. Zagrałem w tymże spocie. Montował go Łukasz Sawicki. Widocznie wpadłem mu w oko, bo zadzwonił i zaproponował mi rolę. Udało się bez castingu, co zdarza się bardzo rzadko w obecnych czasach. Cieszę się, że on oraz Łukasz Kobylarz postanowili zaufać mi, czyli aktorowi nie za bardzo znanemu filmowo i telewizyjnie. Jestem za to bardzo wdzięczny.

- Otrzymałeś propozycję, dowiedziałeś się, kogo masz zagrać. Co wydało ci się interesujące w tej postaci?
- Przede wszystkim zainteresował mnie projekt, bo jak pierwszy raz się spotkaliśmy, to gotowy był scenariusz tylko pierwszego odcinka. Natomiast chłopaki dużo opowiadali o tym, jaki ten serial chcieliby, żeby był. I bardzo mnie to zainteresowało, bo uważam, że mało jest takich produkcji, thrillerów z elementami horroru, w naszym kraju. Oczywiście rozmawialiśmy też o mojej postaci, ale ważniejsza była dla mnie konwencja, temat. No i to, że to taki nasz wspólny debiut, bo chłopaki, czyli Łukasz Kobylarz jako reżyser i Łukasz Sawicki jako scenarzysta i autor zdjęć, też w swoich zadaniach, które mieli na planie, debiutowali. I taki wspólny debiut jeszcze bardziej mnie kręcił.

- Co cię zainteresowało w tej trochę tajemniczej i trochę mrocznej produkcji?
- Że to projekt bez napinki. Kręcimy horror, ale nie idziemy w to ślepo. Jest w tym dużo dystansu, bo i ludzie, którzy to pisali, mają ten dystans. Podoba mi się para głównych bohaterów - dwójka przyjaciół, współpracowników. Ogólnie cały klimat tego przedsięwzięcia bez nadęcia bardzo mi odpowiada. To produkcja, która powstawała w przyjacielskiej atmosferze, bez wielkich oczekiwań narzuconych z góry. Po prostu laboratoryjna praca wokół tematów, które nas kręcą, w towarzystwie, które się lubi i chce coś ze sobą robić.

- Wróćmy jeszcze do roli Janka, trochę fajtłapy. Jaki miałeś na niego pomysł?
- Wszystko odbywało się bardzo naturalnie, ta postać w paru aspektach jest mi dość bliska. To postać trochę obciążona rodzinnymi sprawami, co ułatwiło mi pracę. Poza tym scenariusz powstawał na bieżąco, z odcinka na odcinek, więc karty były odkrywane stopniowo, co pozwoliło mi rozwijać tę postać. Mam nadzieję, że wraz z upływem czasu okazuje się, że to nie tylko fajtłapa i że coś więcej się w tej postaci pojawia.

- Z pewnością, choć nie da się ukryć, że to postać, która rozładowuje napięcie.
- No tak, facet z rybkami, który jest operatorem w niezbyt lotnej telewizji. Do tego myślę, że dość straumatyzowany, jeśli chodzi o ojca. Zdecydowanie to interesująca postać do zagrania.

- A czy w twoim życiu dzieją się czasem jakieś dziwne, niewyjaśnione rzeczy?
- Jestem człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi, jeśli chodzi o różne zjawiska paranormalne, teorie spiskowe, UFO i tego typu rzeczy. Ale lubię legendy czy baśnie. Nie zdarzyło mi się jednak, żeby mi się sam słoik w domu przesunął, że tak to ujmę.

- A czy w Kielcach jest jakaś miejska legenda, która nadawałaby się na odcinek „Strachów”?
- Nie przypominam sobie, nie kojarzę. W sumie, ciekawe... Jest Zalew Cedzyna, ale nie słyszałem, żeby jakiś stwór w nim mieszkał. Jest też Pałac Biskupów Krakowskich, w którym mieści się obecnie oddział Muzeum Narodowego w Kielcach. Ale również nie słyszałem, żeby jakiś zbłąkany zakonnik się tam kręcił.

- Jest pole do poszukiwań.
- Ciekawe, zainteresuję się tym! Są legendy świętokrzyskie, na przykład o Mieszku, który tutaj spoczął, napił się wody, która dała mu siły, stąd rzeka Silnica. Ale to takie legendy założycielskie. Inne niż te ze „Strachów”.

- Lubisz się bać?
Osobiście nie jestem fanów horrorów, zwłaszcza takich czystych, jak „Teksańska masakra piłą mechaniczną”. A skoro nie lubię chodzić do kina na horrory, to chyba można powiedzieć, że nie przepadam za baniem się. Ale było to tym ciekawsze wyzwanie aktorskie. Zrodziła się we mnie taka ciekawość, czy ktoś podczas tej sceny rzeczywiście podskoczy, czy przebiegnie komuś dreszcz po plecach.

- Wróćmy na chwilę do wspólnego debiutu. Jak ci się pracowało z Łukaszem Kobylarzem, początkującym reżyserem i scenarzystą oraz z Łukaszem Sawickim, również debiutującym jako autor zdjęć i scenarzysta takiego formatu?
- Było to absolutnie wspaniałe doświadczenie, także dlatego, że startowaliśmy z tego samego poziomu. Atmosfera była wspaniała. Pamiętam absolutną wolność, jeśli chodzi o próbowanie. Chłopaki dawali możliwość improwizacji. Bardzo dużo mogliśmy proponować z Hanką swoich rzeczy. Mieliśmy sporo czasu. A jednocześnie było to potężnie przemyślane przez Łukasza Sawickiego, jeśli chodzi o ujęcia, więc trzeba było tylko się odnaleźć na planie, w sytuacji. Jeśli miałbym to określić jednym słowem, to byłaby to atmosfera wolności, przyjacielska.

- A jak pracowało się z Hanną Turnau - podobnie jak ty, młodą aktorką na początku drogi zawodowej?
- Miałem dużo szczęścia, że trafiliśmy na siebie. Bardzo się polubiliśmy prywatnie, nie było żadnych problemów w relacji na planie. Utrzymujemy kontakt do dzisiaj, bardzo serdeczny. Wspieramy się w projektach. Cieszę się, że się poznaliśmy. Nie wyobrażam sobie innej Małgośki.

- Czy teraz, po roli w serialu, można się częściej spodziewać twoich występów w produkcjach przeznaczonych na rynek telewizyjny oraz na platformy VoD?
- Z biegiem lat coraz bardziej skłaniam się ku drodze filmowej, ku pracy przed kamerą. Oczywiście nigdy nie porzucę teatru. Kocham teatr, to jest moje środowisko, w którym czuję się najbezpieczniej. Ale dzięki „Strachom” pokochałem atmosferę planu filmowego, tego co się dzieje po słowie akcja. To jest po prostu jakaś magia. Panuje harmider, ktoś poprawia dźwięk, ktoś poprawia światła, jeszcze operator zgłasza ostatnie uwagi. Nagle pada: Akcja! I zapada cisza. Chaos się zatrzymuje i zostajesz tylko ty, twój partner i to, co macie do zrobienia. To jest najpiękniejszy moment. Można to porównać tylko z tym, jak stawia się pierwszy krok na scenie w teatrze, kiedy zaczyna się spektakl.

„Strachy” od 21 marca w Polsat Box Go.