Błyskawiczny pożar
„Zostaliśmy z niczym”, „Tam był cały mój majątek”, „Nie wiemy co dalej…” - to zdania, które najczęściej padały z ust kupców, którzy w niedzielę 12 maja obserwowali pożar centrum handlowego przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie. Szybko jednak zaczęli stawiać pytania - jak to jest możliwe, że obiekt tego doszczętnie spłonął, nim ktokolwiek zdążył zareagować? - Słono płaciliśmy za ochronę, ochroniarze chodzili cały dzień, zostawali w nocy. Co więcej, były takie kurtyny, które oddzielały całe te hale. Z tego, co słyszałam, to nic nie zadziałało. Wszystko spłonęło i to w przeciągu trzech, czterech godzin - mówi Mirosława, jedna z poszkodowanych
To nie był przypadek
Biegli z zakresu pożarnictwa nie mieli wątpliwości - hala została podpalona. Pożar miał wybuchać w tym samym czasie w 7 miejscach. Taką wersję, jako najbardziej prawdopodobną przyjmuje również prokuratura, która prowadzi śledztwo. - Ogromny, spektakularny pożar, mnóstwo ludzi pokrzywdzonych. Ktoś osiągnął to, co chciał osiągnąć, czyli rozgłos. Był w ostatnich latach większy pożar? Idealny cel – twierdzi były oficer polskich służb.
Dywersanci ze wchodu
Wiele wskazuje jednak na to, że nie było to zwykłe podpalenie, a dywersja służb rosyjskich. Skala pożaru, sposób, w jaki działano, ale co najważniejsze - zatrzymane kilka dni później osoby. - Zatrzymano dwóch Białorusinów i jednego obywatela Polski, który również brał udział w działaniach wojennych na terytorium Ukrainy. Wiemy, że to ludzie należący do grup pseudokibicowskich. Jeden z nich był już karany na terytorium Białorusi, a drugi służył w białoruskiej policji, ale został zwolniony za przekroczenie uprawnień - mówi Alaksandr Azarau, były oficer białoruskich służb specjalnych.
Arsenał do podpalania
Zatrzymane osoby miały też być doskonale przygotowane do przeprowadzenia takich akcji. Odnaleziono przy nich profesjonalny sprzęt do podpalania - granaty i bomby zapalające. Poza Marywilską, w ostatnich kilku tygodniach doszło w Polsce do kilku dużych i groźnych pożarów. Jak się okazuje, mogło być ich jeszcze więcej, jednak służbom udało się im zapobiec. - Celem było inne centrum handlowe w Warszawie i to był punkt wyjścia do tego, żeby kogokolwiek zatrzymać w tej sprawie. Tam zostali nagrani, ponieważ był system monitoringu i to pozwoliło złapać trop tych osób – mówi były oficer polskich służb.
Zagrożenie nie słabnie
Zatrzymanie podejrzanych to jednak nie koniec zagrożenia. Najprawdopodobniej zostali oni jedynie wynajęci do przeprowadzenia tego typu zadań na terenie Polski. Zleceniodawców wciąż nie ustalono. - Ci zatrzymani to są płotki. Osoby, które faktycznie za tym stoją, decyzyjne, które to finansowały, na razie są nieuchwytne i być może nie przebywają nawet na naszym terenie - twierdzi Andrzej Mroczek były oficer Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw.
Czy nasze służby są gotowe na tego typu ataki i czy obywatele są bezpieczni? O tym już w najbliższą niedzielę o 19:30 w programie „Państwo w Państwie” w materiale Leszka Dawidowicza.
„Państwo w Państwie” w niedzielę o godz. 19:30 w Polsacie.