Od tej pory byli numerami
Osiemnaście zupełnie obcych sobie osób, wyłonionych podczas castingu, zdecydowało się wziąć udział w kursie opartym na selekcji do wojsk specjalnych. Każdy z nich z ogromną motywacją, aby pokonać własne demony i przełamać ograniczenia. Tożsamość każdego z rekrutów podczas trwania programu to jedynie widoczny na ramieniu numer. Przez jedenaście dni, mieszkając w bazie wojskowej na Dolnym Śląsku, odizolowani od świata zewnętrznego, pozbawieni wygód, doprowadzeni do skrajnego zmęczenia, mają wykonywać najróżniejsze zadania. Wszystko pod czujnym okiem czterech byłych członków elitarnych sił specjalnych: Wojciecha „Zachara” Zacharkowa, Marka „Włóczykija” Stana, Piotra „Gniadego” Hajkowskiego i Piotra „Soyersa” Soyki.
W programie „Siły Specjalne Polska” nie ma eliminacji. To, jak długo rekruci zostają w programie, zależy wyłącznie od nich samych. Są trzy możliwości odpadnięcia z kursu: dobrowolna rezygnacja, przyczyny medyczne bądź decyzja instruktorów, gdy rekrut nie podejmuje próby wykonania zadania.
Porwanie i pierwsza rezygnacja
Takiego początku kursu nikt się nie spodziewa. Rekruci podróżują autokarem, zmierzając do punktu docelowego. Rozmawiają, przysypiają... Nagle zostają wyrwani ze swojej strefy komfortu i przeniesieni do zupełnie innego, brutalnego świata. Pojazd zatrzymuje wybuch, po czym pojawiają się instruktorzy. - Gleba, twarze w dół! - słychać. Po chwili rekruci z czarnymi workami rozpoczynają marsz. Na tym etapie rezygnuje pierwsza osoba, która miała być „Jedenastką”.
- Boisz się ciemności? - pyta „Gniady”.
- Nie boję się - słyszy odpowiedź.
- No to, czemu rezygnujesz? Psycha pęka? - kontynuuje.
- Pęka - słyszy.
- To jest dla ciebie koniec! - kwituje.
Skok z helikoptera!
Rekruci dostają opaski z numerami i mundury. Jeśli ktoś myślał, że czeka go chwila wytchnienia, to musiał się mocno rozczarować. Pojawia się helikopter. Nie stanowi on tła. Pierwszym sprawdzianem motywacji, opanowania i pokonania własnego lęku jest właśnie skok z helikoptera. Stojąc na płozie, wiszącego nad zbiornikiem wodnym śmigłowca, rekruci muszą bezwładnie upaść w tył, przebijając głową taflę wody. Sceny, które wielu z nich widziało do tej pory tylko na filmach, miały stać się rzeczywistością. Pojawia się strach. Tym bardziej że niektórzy boją się wody...
- W tym zadaniu możecie przełamać swój pierwszy lęk - tłumaczy „Zachar”. - Strach to jest normalny objaw - dodaje „Soyers”. Nie wszyscy zaliczają zadanie. Ale nie eliminuje ich to z programu. Najważniejsze jest podjęcie próby.
Pierwszy raz w bazie
Rekruci przybywają do bazy. Hangar, będący ich wspólną sypialną, został wyposażony w identyczne prycze oraz skrzynie. Na zewnątrz stanęły ich toalety i umywalnie. Szef instruktorów przedstawia zasady oraz zwraca uwagę na coś jeszcze.
- Jeżeli już was to przerasta i już macie dość, już wam się coś nie podoba, tam jest dzwon. W każdej chwili możecie podejść do tego dzwonu. Jeżeli chcecie zrezygnować, uderzacie w niego trzy razy - mówi „Zachar”. Nikt się na to nie decyduje.
Tonący samochód
Gdy mija pierwsza noc, z samego rana rekruci muszą zmierzyć się z drugim zadaniem. Wydostanie się z tonącego auta to szczególny test zwłaszcza dla osób, które nie czują się pewnie w wodzie lub nawet nie potrafią pływać. Przypięci pasami, muszą wstrzymać oddech, gdy zawieszony na dźwigu i pozbawiony szyb samochód zanurza się całkowicie w lodowatej wodzie. Na sygnał instruktora celem była ewakuacja przez tylne okno. Każdy fałszywy ruch to prosta droga do wpadnięcia w panikę.
- Tutaj nie ma żartów, tak giną ludzie w samochodach - przestrzega „Soyers”. - Na selekcji kandydaci wykonują zadania w kontrolowanych warunkach. Na wojnie każdy błąd jest wyrokiem - dodaje „Zachar”. - Nie można mylić odwagi z głupotą. W naszym świecie to prosta droga do śmierci - wspomina „Włóczykij”.
Wynik? Tylko ośmiu rekrutów zalicza zadanie. Tych, którzy nie podołali, czekają konsekwencje. Szczególnie jeden z rekrutów podpadł instruktorom, ponieważ zgubił element wyposażenia - „Czwórce” grozi usunięcie bądź dodatkowe obciążenie do końca trwania kursu.
Poświęcili się dla reszty
Po powrocie do bazy instruktorzy zbierają się, żeby ocenić rekrutów po czterdziestu godzinach kursu. Za karę ci, którzy nie zaliczyli zadania w tonącym samochodzie, muszą dociążyć swoje szesnastokilogramowe plecaki workami z piaskiem. Waży się także los rekruta, który zgubił w wodzie but. „Włóczykij” liczy, że ten odda opaskę z numerem, podczas gdy inni wylewają siódme poty na ćwiczeniach z obciążeniem oraz biorą zimny prysznic w pełnym rynsztunku. Propozycję otrzymują także pozostali - każdy może oddać swój numer w zamian za „Czwórkę”.
Tak mijają dwie godziny... W końcu głos zabiera „Dziesiątka”, gotowa poświęcić się za innych, ale nie za „Czwórkę”. Dla „Włóczykija” to jednak mało. Czeka na jeszcze jedną osobę. Zgłasza się „Osiemnastka”. To właśnie ta dwójka oddaje numery za resztę.
- To są ludzie gotowi do poświęceń, największych! Sobą ratują innych. Tylko wtedy warto ryzykować! W tej chwili tracą wszystko - mówi „Włóczykij”, prosząc ich o podanie imion i nazwisk. - Imiona bohaterów się pamięta! - dodaje, po czym reszta udaje się na odpoczynek, czekając na kolejne zadania...
„Siły Specjalne Polska” - zobacz odcinek 1:
„Siły Specjalne Polska” we wtorek o godz. 20:10 w Polsacie.