Sposób na publiczność
- Wydaje mi się, że idealnych skeczy nie ma. Poczucie humoru jest różne - mówi Łukasz Kaczmarczyk. - Myślę, że nie ma takich żartów, które bawią wszystkich, no bo na pewno się znajdzie ktoś, kogo to nie bawi - uważa, ale dodaje, że razem z kolegami robią wszystko, aby się sprawdziły. - Mamy o tyle lepiej w naszym kabarecie, że jest nas czterech. Pisząc razem skecz, zawieramy w każdym numerze cztery różne poczucia humoru, dzięki czemu poszerzamy „zakres rażenia” - wyjaśnia.
Rozbawienie w skali Korólczyka
Robert Korólczyk zwraca uwagę, że każdy żart może być zupełnie inaczej odebrany w innym czasie i na innej scenie. - Grasz ten sam program, ten sam monolog, skecz, a codziennie masz inne reakcje. Jedne bym nazwał takim piskiem i wrzaskiem, drugie śmianiem się, a trzecie uśmiechem. Na szczęście nie mamy tak zwanych występów „na zimie”, czyli że nikt się nie śmieje i nikt nie reaguje. Pod tym względem możemy powiedzieć, że wszystkie nasze skecze bawią - odpowiada z uśmiechem.
Żart o Panu Marku
Czasem o powodzeniu żartu decyduje los, kiedy przypadkowo udaje się trafić we wrażliwy punkt publiczności, zdradza Robert Korólczyk. - Jest na przykład jakieś zakładowe granie i masz skecz o Marku. Na co dzień dla nas jest to zwykła postać, ale akurat w tym zakładzie pan Marek jest gwiazdą. I wtedy ludzie zdecydowanie lepiej reagują. Ale tak naprawdę tematyka bardzo różnie ludzi uruchamia. Dlatego w programie musi być taka mieszanka - dodaje kabareciarz w rozmowie z POLSAT.PL.
Spece od rozśmieszania
Bartosz Demczuk i Mateusz Banaszkiewicz są mniej skromni. Ten pierwszy wskazuje pewne żarty z ich repertuaru o konkretnej tematyce. - O nas samych, czyli większość z naszych skeczów. Wszystkie takie życiowe, społeczne - mówi, a jego kolega dodaje. - Myślę, że wszystkie takie są. Po to je piszemy. Jesteśmy bardzo zdolni - stwierdza z dumą.
„Kabaret na żywo” w sobotę o godz. 19:55 w Polsacie.