- Dwadzieścia lat w butach jednej postaci. Czy w pewnym momencie pojawiło się zmęczenie postacią Artura?
- Nigdy takiego zmęczenia nie było. Ani we mnie, ani w naszych widzach. Oni także cały czas chcą oglądać moje przygody i bardzo kibicują tej postaci. Scenarzyści mnie non stop zaskakują, a ja do tego wszystkiego, oprócz serialu, występuję aktualnie w ośmiu spektaklach i mam swoje show „Haker umysłu”, więc tak naprawdę codziennie jestem w innej pracy. Żadna z nich mi się nie nudzi. Chociaż minęło dwadzieścia lat od nagrań pierwszego odcinka, to ja w ogóle tego czasu nie czuję.
- Czy początkowo, na koniec planów zdjęciowych, nie czuł się pan wręcz przeładowany emocjami?
- Jeżeli ktoś nie radzi sobie z emocjami w tym zawodzie, to zazwyczaj kończy w zakładzie psychiatrycznym. Miałem przyjemność studiować w Łódzkiej Szkole Filmowej, w jednej z najlepszych szkół aktorskich na świecie. Tam nas uczą zarówno wchodzenia w role, jak i wychodzenia z nich (śmiech).
Wyświetl ten post na Instagramie
- W jednym z wywiadów mówił pan, że scenarzyści specjalnie wystawiają was na różne próby. Jakie?
- Scenarzyści lubią nam robić psikusy. Proszę na chwilę wejść w rolę scenarzysty i wyobrazić sobie, że ma pan do napisania historię jakiegoś bohatera. Żeby to zrobić, trzeba być obdarzonym wrażliwością i wyobraźnią. Ta druga cecha często prowadzi do zaskakujących pomysłów, dostarczając różnych nieprzewidywalnych zwrotów akcji. Na przykład myśli sobie „A co by było, gdyby spadła na niego torba pełna pomidorów, bo jakaś sąsiadka źle ją zawiesiła na balkonie”. Ich niektóre zabiegi można do tego porównać, bo oni po prostu pisząc nasze historie, świetnie się bawią, czasami sobie mówią „Ciekawe, jakby to zagrali… Weź, napisz to! To jest dobry pomysł!”.
Miałem wielokrotnie przyjemność po takich scenach rozmawiać z nimi i oni mi przyznawali, że byli pewni, że zadzwonimy i powiemy, że to jest nie do zagrania. My podejmujemy rękawicę i tak jak oni mają frajdę z pisania tego, tak my czerpiemy radość z udowadniania im, że da się to zagrać i da się to obronić. Ten pojedynek trwa od wielu lat (śmiech). Oni nam cały czas dostarczają nowe psikusy, a my cały czas te nowe psikusy realizujemy.
- Który wątek miłosny pana postaci budzi największy sentyment?
- Odpowiem jak Artur. Wszystkie moje kobiety w serialu były cudowne, dlatego proszę mi nie kazać wybierać, tylko zapakować je wszystkie do jednego autobusu i przywieźć do mnie.
- Czy jakieś cechy charakteru łączą pana z serialowym Arturem?
- Na pewno na nim i na mnie można polegać. Jesteśmy w stanie wiele poświęcić, żeby osiągnąć zamierzony cel. Mam na myśli poświęcenie fizyczne, psychiczne - a przykład podam taki: jeżeli trzeba wejść na wysoką górę, to ja tam wejdę. Natomiast mamy zupełnie różne życiorysy. Ja mam bardzo poukładany w odróżnieniu od mojego bohatera. Jeżeli Artur chciałby spędzić święta z kimś z rodziny, to tak naprawdę nie ma z kim. Mógłby ze swoimi dziećmi, ale nie wiem, czy matki byłyby zachwycone, gdyby do tego doszło.
- Sukces serialu to niewątpliwie wciągające wątki, ale czy pana zdaniem magia scen, między innymi we Wrocławiu, nie jest tą wisienką na torcie?
- Wrocław jest najpiękniejszym polskim miastem. Mówię to z pełnym przekonaniem jako człowiek, który gra w całej Polsce i codziennie jest w innym mieście. Nie dziwię się, że ta wartość wizualna widzom się podoba, bo rzeczywiście mamy to coś we Wrocławiu.
Wyświetl ten post na Instagramie
- Przez dwie dekady w serialu pojawiło się też wielu charyzmatycznych aktorów...
- Proszę spojrzeć, kto w tym serialu grał dwadzieścia lat temu. Mogę wymienić Emilię Krakowską, Leona Niemczyka, Marię Pakulnis, Ewę Sałacką czy szereg innych aktorów. Największe gwiazdy polskiego kina i telewizji tamtych lat. Byliśmy otoczeni ludźmi z niezwykle dużym doświadczeniem, którym naprawdę zależało, żeby zrobić najlepszy serial w Polsce. Życzę wszystkim, żeby do pracy przychodzili z taką pasją, jaką my przychodziliśmy i byli otoczeni takimi wspaniałymi ludźmi.
To była dla nas swoista „szczepionka” na dzień dobry. Dzięki temu młodzi aktorzy, którzy teraz przychodzą, widzą, że tu się dalej ludziom chce. Bo my, pomimo upływu czasu, lubimy grać w „Pierwszej miłości”, a ludzie chcą nas oglądać. Widzę to, spotykając ludzi na ulicy, w pociągu, w autobusie, w samolocie… Oni do mnie podchodzą i mówią, że bez przerwy nas oglądają, bo to jest najlepszy serial w Polsce. Mamy codziennie milion widzów - po dwudziestu latach. To mówi samo za siebie.
- Czy to prawda, że na starcie siedzieliście z montażystami długie godziny, żeby zobaczyć, jak to potem będzie wyglądać?
- Tak było. Ja siedziałem z reżyserem i czytałem scenariusze, zanim one trafiły do realizacji. Byłem przy stole montażowym i oglądałem sceny. Uczestniczyłem przy ustalaniu, gdzie ustawimy kamery. To był od początku nasz serial, który robiliśmy wspólnie, w gronie pasjonatów i przyjaciół. I będę zawsze dążył do tego, żeby ta produkcja dalej tak wyglądała. Bo to jest nasze, wspólne dziecko!
„Pierwsza miłość” od poniedziałku do piątku o godz. 18:00 w Polsacie.