Po wielu tygodniach ostrej walki na wokalne umiejętności zostało ich tylko troje. Wszyscy po raz ostatni stanęli na głównej scenie z nadzieją na sukces i realizację najskrytszych marzeń o muzycznej karierze. Casting, etap teatralny i klubowy, występy na żywo - będą pamiętać każdy moment. Co tydzień dawali z siebie wszystko i pokazywali różne oblicza, a na koniec każdego odcinka przeżywali ogromne emocje. Weryfikowali ich widzowie, głosując na swoich faworytów, ale także krytyczni i obiektywni jurorzy: Ewa Farna, Elżbieta Zapendowska, Wojtek Łuszczykiewicz oraz Janusz Panasewicz.
Największa zagadka została już rozwiązana. Znamy nowego „Idola”! Jest radość, euforia i wielki sukces. Nikt nie ma wątpliwości, że nagroda główna trafiła do właściwej osoby, bo każdy pracował na nią bardzo ciężko. Wszyscy mieli szansę przekonać do siebie publiczność, pokazać swój styl, zainteresować barwą głosu, kreacją sceniczną i osobowością. Finał to jednak dopiero pierwszy krok do sławy, a program już wiele razy udowodnił, że kreuje więcej niż jedną gwiazdę. A tego życzymy wszystkim!
Ostatni odcinek piątej edycji otworzył wspólny występ ośmiu finalistów oraz byłych uczestników wcześniejszych etapów. W takim składzie nie mogli zaśpiewać niczego innego - przebój „Jak nie my to kto”, który na co dzień wykonuje Mrozu, nie tylko idealnie wprowadził wszystkich w dobry nastrój, ale wskazał też, że w show pojawił się silny skład pełen talentów i niebanalnych postaci.
Pierwszym gościem specjalnym programu była Ania Dąbrowska. Laureatka Fryderyka w kategorii Najlepszy Album Pop za płytę „Dla naiwnych marzycieli”, szóstą w karierze, zaprezentowała utwór „Porady na zdrady”. Artystka, której pięć albumów okryło się platyną, jest doskonałym przykładem, jak można wykorzystać popularność zdobytą w „Idolu” do budowania własnej marki, przez wiele lat tworzyć i utrzymywać się na rynku muzycznym.
W części konkursowej uczestnicy zaśpiewali trzykrotnie. Najpierw przypomnieli piosenki z castingów, które dały im przepustkę do dalszej rywalizacji, potem wykonali ulubione utwory, a na koniec mogli zadedykować coś swoim najbliższym. Towarzyszył im zespół muzyczny pod kierownictwem Marcina Urbana.
Pierwszy na scenie pojawił się Mariusz Dyba, którego castingowe „Hold Back the River” z repertuaru Jamesa Baya urzekło Ewę Farną. Jurorka wybiegła wówczas na korytarz, żeby przy akompaniamencie gitary jeszcze raz wspólnie zaśpiewać. - Przypomniał mi się nasz wspólny casting, twoje śpiewanie i twoja droga. Wtedy nie myślałam, że mógłbyś być idolem, ale dziś widzę go. Jesteś tutaj - powiedziała zapłakana ze wzruszenia jurorka. - Rozpędziłeś się tak, że czekanie na kolejne piosenki, to cała moja przyjemność - dodał Janusz Panasewicz. - Nie byłeś moim faworytem, ale dziś nie było ani jednego krzywego dźwięku. Byłeś fantastyczny - oceniła Elżbieta Zapendowska. - To był pierwszy moment ekstazy nerwowej. I tak powinno być! Można zaczynać imprezę - zaprosił do zabawy Wojtek Łuszczykiewicz.
Jakub Krystyan dał się zauważyć w tłumie kandydatów z dwóch powodów: dobrze wyrzeźbiona na siłowni muskulatura oraz głęboki głos. To jak użył go w piosence Stinga „Englishman In New York” zachwyciło na castingu nie tylko panią Elę, znaną fankę brytyjskiego wokalisty. Jak było tym razem? - Masz fantastyczne nazwisko na scenę, a to bardzo duży atut. Są niedociągnięcia techniczne, ale życzę ci, abyś zrobił taki utwór jak Sting - powiedziała. - Ja zawsze się o ciebie boję. Ewidentnie widać twoją pewność siebie, ale uważaj na dźwięki, które są bardzo ważne - wskazał niedostatki finalisty Janusz Panasewicz. - Zobacz, jak bardzo kreuje cię repertuar i pamiętaj o tym, jak będziesz robił swój - podkreślił Wojtek Łuszczykiewicz. - Nazwisko jest, barwa jest, osobowość jest, a resztę można wypiłować - podsumowała Ewa Farna.
Po dwóch panach z gitarą pojawiła się „mała dziewczynka z jeszcze mniejszym ukulele”. Dla Karoliny Artymowicz wszystko w „Idolu” zaczęło się od „Little Talks” islandzkiego zespołu Of Monsters and Man. Czar wrócił. - Zasłużyłaś na ten finał. Jesteś przeurocza, świetnie śpiewająca i śliczna z tym malutkim instrumencikiem. Ta malutkość jest twoją wielkością - komplementowała Elżbieta Zapendowska. - Wróciła nasza Karolina! Teraz była taka dynamika! - ekscytował się Janusz Panasewicz. - Jak będziesz nagrywać swoje piosenki, to nie daj się zmienić. Bądź do końca sobą. Jeżeli jesteś sobą, nie masz żadnej konkurencji! - dobrej rady udzielił „starszy i brzydszy kolega po fachu”, lider Video.
Drugą część finałowej rywalizacji rozpoczął Jakub Krystyan, wielbiciel jam session, który z przyjaciółmi często porozumiewa się za pomocą instrumentów i wokalu. Wybrał „Ślady” z repertuaru Fisz Emade Tworzywo. - Szkoda, że ten program się kończy, bo lubię być zaskakiwany. Niełatwy numer, ale miałeś to! Bardzo gratuluję - rozpoczął ocenianie „Panas”. - Jesteś wyluzowany i szczęśliwszy niż wcześniej. Brawo, brawo, brawo! - wtórowała Elżbieta Zapendowska. - Koleś przy pianinie ma przewagę, a ty jeszcze możesz je wziąć na plecy i to dla ciebie żaden problem - nawiązał do muskulatury Wojtek Łuszczykiewicz, prosząc przy okazji Kubę o nagranie tubalnego głosu do jego poczty głosowej i samochodowego GPS. - Pięknie brzmisz w języku polskim. Jeżeli będziesz mógł, to twórz w nim. Przekazałeś emocje - podsumowała Ewa Farna.
Mariusz Dyba zdecydowanie wie, co chce robić, a nawet już to robi z grupą Chemia. Po raz drugi tego wieczoru swój muzyczny styl starał się zademonstrować w „Creep” grupy Radiohead. - Nie wiem co się stało… Śpiewasz najlepiej! Jesteś wiarygodny i sprawia mi to lekkość. Jesteś znakomity! - pani Ela nie kryła zachwytu. - Poszedłeś dziś po złoto - dodał Janusz Panasewicz. - Piękne, jak ktoś czaruje długim, prostym, dobrze zaśpiewanym tonem - zaznaczyła Ewa Farna.
Czego pragnie Karolina Artymowicz? Przy „All I Want” z repertuaru irlandzkiego Kodeline znów zrobiło się alternatywnie. Czy płyty w takim stylu mogą spodziewać się jej fani? - Byłem przekonany, że przejdziesz do finału i… czekałem na Kodeline. Wzruszyłaś mnie… - chował zwilżone oczy za ciemnymi okularami Janusz Panasewicz. - Urocza, prześliczna, ozdoba tego programu. Przekonuj tak emocjami, jak to dziś robisz. Jestem oszołomiona i wbita w ciebie… muzycznie - opisała wrażenia Ewa Farna. - Chcemy, żebyście wszyscy troje wygrali, a nie może tak być! Ślicznie zaśpiewałaś i mnie to wkurza… - wskazała na kłopoty bogactwa i wysoki poziom finału Elżbieta Zapendowska. - Chcę kupić twoją płytę i powiedzieć znajomym: znałem ją, z telewizji - rozmarzył się Wojtek Łuszczykiewicz.
Piosenka z dedykacją jest szczególnie poruszająca, gdy artysta kieruje ją do zmarłej osoby. Jakub Krystyan oddał hołd swojej mamie, śpiewając „List do M.” zespołu Dżem. - Mama zmarła rok przed moją osiemnastką. Izolowałem się. Nie chciałem na to patrzeć… - powiedział o chorobie. - Dedykuję go w ramach przeprosin i podziękowania za to, że była, a mnie pod koniec nie było z nią… - dodał. Były duże emocje i wzruszenie, a występ na żywo oglądał tata Kuby. - W muzyce nie możemy się wstydzić emocji. Masz świetnego tatę i dziękuję za piękny występ. Mama byłaby z ciebie ogromnie dumna - powiedziała Ewa Farna, Wojtek Łuszczykiewicz chciał się przytulić, a pani Ela dodała: - Kocham artystów, którzy wzruszają ludzi. Będziesz pisał takie piosenki… Żebyś był zawsze naprawdę.
Jako druga w tej części finału zaprezentowała się Karolina Artymowicz. „Zanim pójdę” grupy Happysad postanowiła zadedykować mamie, wyśpiewując, że „miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty”, tylko „miłość - kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze”. - To będzie ładne podziękowanie - powiedziała finalistka. - Jestem stara i nie znałam tej piosenki, a bardzo mi się podobało - oceniła Elżbieta Zapendowska. - To utwór, który kojarzy się jednoznacznie z juwenaliami, a żeby dowiedzieć się jak przetrwać juwenalia, dzwoń do mnie lub Janusza - zaproponował Wojtek Łuszczykiewicz. - Zaśpiewałaś po swojemu. Fajnie! Podobało mi się bardzo - cieszył się z interpretacji „Panas”.
Ostatni konkursowy występ należał do Mariusza Dyby, który utwór „Pocztówka z kosmosu” Korteza zadedykował swoim przyjaciołom. Jak jego wersję ocenili jurorzy i czy mogło to wpłynąć na decyzję widzów? - Uważam, że to nie był najlepszy „wykon”. Było łażenie po tonach i trochę mi brakowało motoru - zaznaczyła Ewa Farna. - Ewa jest młoda i nie wie, co czyni - oponował Wojtek Łuszczykiewicz i zamiast oceny opowiedział kawał o tym, że muzykowanie to… „duży zawód”. - Pierwszy raz zrozumiałem tę piosenkę - nawiązał do dobrej dykcji Janusz Panasewicz. Nie zgodziła się z tym pani Ela. - Najgorsza piosenka z tych trzech, które wykonałeś - wskazała.
Po wszystkich prezentacjach finalistów na scenę wkroczyli wyjątkowi goście specjalni, czyli popularna brytyjska grupa Hurts. Duet przedstawił niedawno wydany nowy singiel „Beautiful Ones”, który - jak mówią sami członkowie zespołu - jest „celebracją indywidualności”. Do piosenki został nakręcony prowokujący i przejmujący teledysk, o którym jest równie głośno, co o samym utworze.
Emocje rosły z minuty na minutę, ale przed ogłoszeniem ostatecznych wyników wręczone zostały jeszcze nagrody specjalne. „Głos RMF FM” i 100 tysięcy złotych na kampanię w stacji radiowej otrzymała Karolina Artymowicz, a Kryształowe Serce Polsatu i 30 tysięcy złotych za „Wielkie Serce Do Muzyki” otrzymała Angelika „Żelka” Zaworka.
Na ten moment wszyscy czekali przez długie tygodnie. Najpierw z finałowej trójki na scenie zostały dwie osoby, a potem już tylko jedna! MARIUSZ DYBA. Jeszcze tylko symboliczne przekazanie nagrody głównej, czyli kontraktu płytowego oraz czeku na ćwierć miliona złotych i mogła wybrzmieć piosenka finałowa: „Hold Back the River”. - Od tego wszystko się zaczęło... - cieszył się i dziękował za uznanie. Ten dzień zapamięta na długo!
Tuż po finale zwycięzca wziął udział w czacie i mógł podzielić się swoją radością z fanami.
Pierwszą edycję wiosną 2002 roku wygrała Alicja Janosz, drugą Krzysztof Zalewski, trzecią Monika Brodka, a czwartą wiosną 2005 roku Maciej Silski. Po dwunastu latach przerwy mamy nowego „Idola”!